ROLNICTWO TO PRACA I HOBBY
Przedstawiamy Państwu gospodarstwo rodzinne Państwa Justyny i Norberta Brambor z Miejscowości Kargowa. Państwo Brambor mają trójkę dzieci: Mateusza lat 24, Sebastiana lat 23 i Żanetę lat 19. Pan Norbert jest członkiem Zielonogórskiej Rady Powiatowej Lubuskiej Izby Rolniczej.
Proszę opowiedzieć historię gospodarstwa; jakie były jego początki i jak wygląda ono dzisiaj?
Norbert Brambor: Gospodarstwo przejąłem po moich rodzicach w czerwcu 1988 roku. Rok później ożeniłem się i od tego czasu gospodarstwo prowadzę razem z żoną, w tym roku mija już 25 lat naszego wspólnego życia i gospodarzenia. Początkowo areał gospodarstwa wynosił 20ha, a w chwili obecnej to 100ha z czego 80ha jest naszą własnością. 30ha stanowią trwałe użytki zielone, pozostała część to użytki rolne, między innymi 20ha kukurydzy. Nasze gospodarstwo jest ukierunkowane na produkcję zwierzęcą. Hodujemy bydło mleczne rasy holsztyńsko-fryzyjskiej: 48 krów mlecznych wraz z przychówkiem tj. ok. 140 szt. Rasa ta jest szczególnie wymagająca pod względem paszowym, ale odwdzięcza się wysoką mlecznością. Codziennie w naszym gospodarstwie jest pozyskiwane mleko w ilości 1000litrów. Całość produkcji roślinnej jest wykorzystywana na potrzeby własne i jest ściśle związana z produkcją zwierzęcą, która jest bardzo chłonna pod względem wykorzystywanych pasz objętościowych. Ponieważ samo zboże nie wystarcza, już od wczesnej wiosny pracujemy tak by maksymalnie wykorzystać plony: trawę, siano, kukurydzę, które są przetwarzane na kiszonki. Pasze treściwe produkujemy sami, wzbogacając je jedynie o koncentraty wysokobiałkowe.
Jaka jest bonitacja gleby na Państwa terenach?
Gleby są bardzo słabe, na poziomie V, VI klasy. Klasy gleb są ściśle związane z prowadzoną przez nas produkcją zwierzęcą. Poprzez stosowanie naturalnego nawozu jakim jest obornik, staramy się podnieść jej strukturę i utrzymać na odpowiednim poziomie. W zależności od warunków pogodowych plony mamy dość udane, nie możemy narzekać. Najgorszą sytuacją jest gradobicie i ulewy tuż przed zbiorami. Mimo, iż stale się ubezpieczamy, z doświadczenia wiemy, że najlepszą metodą jest własne zabezpieczenie. Dbamy o to, by zapewnić sobie bazę paszową na pół roku, rok do przodu. Zgodnie z powiedzeniem: „umiesz liczyć licz na siebie”. Żadna firma ubezpieczeniowa nie zwróci w całości poniesionych kosztów, a wypłacane odszkodowania są symboliczne.
Kto u Państwa w gospodarstwie zajmuje się księgowością?
Od początku gospodarstwa całą dokumentacją z nim związaną zajmuję się osobiście. Lubię mieć wszystko pod kontrolą ponieważ wtedy łatwiej jest planować wydatki. Główną rachunkowość – jesteśmy VAT-owcami, prowadzi jednak odpowiednie biuro.
Jak wygląda park maszynowy, czy pod tym względem są Państwo samowystarczalni?
Prawie tak, wynajmujemy jedynie sieczkarnie do kukurydzy, która jest używana raz w roku.
Czy zatrudniają Państwo pracowników? Ile osób pracuje w Państwa gospodarstwie?
Nasze gospodarstwo jest gospodarstwem rodzinnym i prowadzimy je sami. Sporadycznie, w okresie żniwnym, zatrudniamy dodatkowo jedną osobę. Teraz kiedy dzieci są już dorosłe bardzo nam pomagają. Szczególnie dwaj synowie. Starszy gospodarzy na równi ze mną, a młodszy chociaż studiuje na UZ-cie, każdą wolną chwilę poświęca na pracę w gospodarstwie.
Proszę powiedzieć jak przedstawia się opłacalność produkcji mleka?
Kwoty mleczne jakie obowiązywały bardzo nas hamowały w rozwoju przez ostatnie lata. My jako Polska straciliśmy chyba najwięcej. Nasza wydajność kilka lat temu w stosunku do całej Unii była niska. Jak tylko wzrastała wydajność trzeba było płacić kary za przekroczenie kwoty mlecznej, z uwagi na fakt, iż kupowanie dodatkowej kwoty mlecznej jest niczym innym jak karą. To trzymało produkcję mleka na jednym, stale niskim poziomie.
Jak się Państwo przygotowują do nadchodzących zmian w nowym PROW 2014-2020?
Spodziewam się , że „kwotowanie”, które zostanie zniesione przyczyni się do spadku opłacalności. Rzeka mleka się wyleje a jego ceny znacznie spadną. Nie jesteśmy na to przygotowani. Ostatnie lata korzystania z funduszy strukturalnych PROW-u 2007-2013 skupiały się w Polsce na modernizację parku maszynowego. Kiedy my inwestowaliśmy w sprzęt w Europie, która narzuciła nam kwoty mleczne, i która teraz zdecydowała o ich zniesieniu, inwestowano tymczasem w nowe obory. Powstawały obory z przeznaczeniem na 300 szt. bydła, ale zapełniane były tylko w połowie. Czekano na uwolnienie kwot mlecznych, które jak tylko zostaną zniesione obory te będą zapełnione. My jako Polska tylko się temu wszystkiemu podporządkowujemy i oczywiście znowu jesteśmy z tyłu. Na dziś cena mleka jest bardzo atrakcyjna, jego koniunktura jest jeszcze stosunkowo wysoka. Ale nie wiadomo co będzie za rok. W nowym programie PROW 2015-2020 są przewidziane środki na rozbudowę budynków inwentarskich. Można skorzystać z dofinansowania nawet w wysokości 500 tys. zł. Ale jeżeli ceny tąpną do niskiego poziomu, to kto się odważy zainwestować w nową oborę, w budowę wartą kilka milionów? Dlatego środki na te inwestycje, choć w niewielkim stopniu, powinny być przeznaczone już znacznie wcześniej, nie tylko na maszyny. Niestety nasi politycy żyją chwilą bieżącą, nie patrzą perspektywistycznie w przyszłość. Nie mają rozeznania i nie umieją interpretować sytuacji jaka rozwija się na rynkach europejskich. Boją się zabierać głos w istotnych dla nas sprawach. Nie umieją pokierować sprawami tak, by ich rezultaty były korzystne dla rolników. W przyszłym roku wejdzie nowy PROW i zostaną zniesione kwoty mleczne, a my dopiero będziemy się starać o środki na budowę nowych obór. To już jest za późno. Zaleje nas „rzeka mleka” z Europy: Francji, Holandii, Niemiec, z państw, które już są na to przygotowane. A my zostaniemy w tej starej oborze…
Czy przynależą Państwo do jakiejś spółdzielni, grupy producenckiej?
Tak, przynależymy do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Wolsztynie od samego początku istnienia gospodarstwa. Jestem tam trzecią kadencję w Radzie Nadzorczej i biorę czynny udział w naszej polityce spółdzielczej: skupie mleka, obrotem towarem i wszystkimi sprawami, które dotyczą naszej działalności, nie tylko rolniczej. Staramy się utrzymać na rynku, nie otrzymujemy żadnego wsparcia finansowego z zewnątrz. Co trzy lata jesteśmy kontrolowani i zawsze wzorowo wypadamy, nie ma u nas żadnych zaniedbań, dzięki czemu jesteśmy bardzo dobrze postrzegani przez okolicznych rolników. Jesteśmy rzetelni, nie zalegamy z płatnościami za skupowany towar, a to daje rolnikom poczucie bezpieczeństwa. Są tacy, którzy chcieliby przekształcić tą naszą spółdzielnię w grupę producencką, ale ja uważam, że jest to psucie i niepotrzebne niszczenie czegoś co już się sprawdziło na przestrzeni wielu lat. Dobrze, że takie grupy producenckie się tworzą, ponieważ jest potrzeba zrzeszania się, ale dotychczas istniejących, dobrze funkcjonujących spółdzielni nie ma sensu burzyć. Dodatkowo nie wiemy jaka będzie reakcja rynku na zniesienie kwot mlecznych i wprowadzenie pakietu mlecznego. Będziemy pilnować by nie odbiło się to niekorzystnie na naszej spółdzielni.
Pierwotnie Spółdzielnia w Wolsztynie miała być rozwiązana, ale po licznych inwestycjach została wykupiona przez spółkę mleczną LACPOL z Warszawy. My pozostaliśmy jako skupowa część spółdzielni – skupujemy mleko od mniejszych dostawców, okolicznych rolników, dodatkowo jest jeszcze oczyszczalnia ścieków. Z pozoru nic wielkiego, ale ta oczyszczalnia i olbrzymia determinacja prezesa, w pewnym momencie uratowały całą spółdzielnię. Ona wypracowuje jej zyski. Sam skup mleka nie generuje wysokich dochodów, bo nikt nie będzie się dorabiał na rolnikach. Mamy tabor ciężarowy, kilka samochodów dostawczych, którymi prowadzony jest ten skup. Oczyszczalnia daje jednak stałe dochody bo ścieki były, są i będą. Naszą działalność cały czas rozwijamy dodatkowo w innych kierunkach, m.in. ostatnio otworzyliśmy stację kontroli pojazdów, posiadamy również dwie stacje benzynowe wraz z infrastrukturą: sklepami i myjniami, a na8 hastawów hodujemy ryby. Nasza działalność się dywersyfikuje, nie tylko w kierunku skupu mleka. W przetwórstwo mleka już nie ma sensu inwestować. Są inne podmioty, które się tym zajmują.
Proszę powiedzieć czy w tym regionie istnieje szansa na rozwój, np. poprzez zakup ziemi?
Niestety nasz rozwój jest już bardzo ograniczony. Niewielkie areały można jeszcze nabyć, ale jest to bardzo trudne. Kargowa jest miastem i jesteśmy bardzo obwarowani, ograniczeni z każdej strony różnymi strefami, a w takich warunkach trudno się rozwijać.
Czy będą się Państwo ubiegać o środki z nowego PROW-u?
Jeśli będzie szansa na uzyskanie wsparcia to jak najbardziej będziemy się o nie ubiegać. Środki z PROW-u 2007-2013 pozwoliły nam na budowę nowej płyty obornikowej, która u nas świetnie się sprawdza i spełnia swoje zadanie w 100%. Pozostałe środki zainwestowaliśmy w rozwój parku maszynowego.
Oborę jaką posiadamy remontowaliśmy w latach 90-tych korzystając z niskooprocentowanych kredytów dla młodych rolników. Był to najlepszy czas na inwestycje, a taki kredyt preferencyjny można było uzyskać znacznie łatwiej niż środki z PROW-u. Dziś jest za dużo biurokracji. Czasami taki wniosek jest przyjmowany dopiero za którymś razem i to nie z winy składającego. Inwestycje w postaci zakupu maszyny jeszcze nie są tak bardzo skomplikowane, za to inwestycje budowlane już tak. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, wraz z nowym PROW-em to się zmieni.
Proszę powiedzieć czy w gospodarstwie są prowadzone działania na rzecz ochrony środowiska?
Z pewnością działaniem w tym kierunku jest wymieniona wcześniej płyta obornikowa na budowie, której nie oszczędzaliśmy i która jest bardzo dobrze wykonana. Wśród innych działań wymieniłbym poddawanie się wszystkim narzucanym przez Unię wymogom, dyrektywom odnośnie np. nawożenia, stosowania środków ochrony roślin. Prowadzimy pełną dokumentację zabiegów jakie są przeprowadzane.
Czy występują problemy ze zwierzyną leśną?
Na szczęście większych strat związanych z bytowaniem zwierzyny leśnej nie mamy. Pojawiające się szkody są niewielkie, toteż i współpraca z kołami łowieckimi układa się bardzo dobrze (śmiech).
Na jakie problemy natrafiają rolnicy na tych terenach?
Głównym problemem jest zły stan melioracji. Niestety nie funkcjonuje u nas żadna spółka wodna. Zimą odbyło się kilka spotkań w tym kierunku z udziałem władz samorządowych. Mieliśmy też kilka spotkań rejonowych, podczas których sprawdzaliśmy stan melioracji na danym terenie. Stwierdzenie było tylko jedno: kilkadziesiąt lat zaniedbań zrobiło swoje, sieć melioracji prawie nie istnieje. Teraz na naprawę potrzebne są ogromne pieniądze, a sprawę dodatkowo komplikuje fakt rozdrobnienia działek, które powinny być zmeliorowane. Rolnicy w tej kwestii są podzieleni na tych, którzy korzystają z tych użytków i na tych którzy nie korzystają. Jednym zależy, innym nie. Mam nadzieję, że temat powołania spółki wodnej w naszej gminie powróci jesienią podczas wyborów sołtysów. Jednak musi tu jeszcze zaistnieć jakaś pomoc z zewnątrz, gdyż rolników nie stać na opłacanie wysokich składek członkowskich. Bez tej pomocy będzie bardzo trudno cokolwiek zrobić. Uważam, że Skarb Państwa też powinien mieć w tym swój udział, bo przecież każdy z tych rowów ma swój koniec w jakiejś zaniedbanej rzece z której woda zalewa nasze użytki. Teraz w Sejmie mówi się o nowym prawie wodnym, które ma zostać wprowadzone od przyszłego roku. Za mało jest jednak spotkań z rolnikami w tym zakresie informujących o szczegółach, a sprawę warto naświetlić. Jeżeli spółka wodna nie powstanie, to w ciągu kilku lat na naszych TUZ-ach powstaną parki krajobrazowe, jakieś “Bagna Kargowskie”. Degradacja użytków jaka teraz następuje jest bardzo gwałtowna. Od ostatnich dwóch lat z trudem wjeżdżamy na łąki dopiero w lipcu! Sprawę często monitowałem, dzwoniłem do zarządu melioracji wodnych, bo bez naszych głosów, apeli to chyba nikt nic by nie robił w tym kierunku.
Proszę powiedzieć o następcach, którym przekaże Pan gospodarstwo.
Obaj synowie jak najbardziej odnajdują się w pracy w gospodarstwie i już teraz mimo młodego wieku mają spore doświadczenie w nim zdobyte. Córka bardziej pomaga żonie, wie jak i kiedy trzeba wykonać daną pracę np. przy cielakach. Mimo obowiązków ma czas na swoje hobby jakim jest taniec towarzyski i języki obce, a w tym roku zaczyna studia na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu na kierunku Gospodarka Przestrzenna. Uważam, że takie doświadczenie jest wartością, która zaprocentuje w przyszłości. Pracując w gospodarstwie dzieci widzą, że bycie rolnikiem wymaga dużej pokory wobec tego co przynosi każdy nowy dzień. Dodatkowo mają większy szacunek do osobiście zarobionych pieniędzy i z większym zastanowieniem je wydają. Starszy syn pracuje już właściwie równolegle ze mną i co raz mniej jest sytuacji, w których muszę mówić co trzeba w danym momencie zrobić. Jego młodzieńczy zapał i pomysły świetnie się uzupełniają z moim doświadczeniem, a dodatkowo relacje te uczą nas wzajemnego szacunku do siebie. Ponieważ obaj jesteśmy po szkole mechanicznej, większość napraw wykonujemy sami. Dodatkowo syn jeszcze się przy tym uczy, a wiedzę wykorzystuje przy własnych pomysłach, np. ostatnio sam skonstruował mobilną stację odpajania cieląt, a swój projekt wysłał do czasopisma TOP AGRAR. Ta stacja jest u nas cały czas w użyciu i świetnie się sprawdza. Cieszy mnie, że dzieci angażują się też przez np. swój udział w olimpiadach na temat wiedzy BHP w gospodarstwie rolnym. Żyją otoczeni tymi zagrożeniami, w mediach stale słychać o nieszczęśliwych wypadkach. Jak człowiek jest zapracowany, zmęczony, i chociaż ma już doświadczenie, często zapomina o swoim bezpieczeństwie, np. podczas gorących okresów jakim są żniwa. Takie konkursy i olimpiady dodatkowo utrwalają wiedzę zdobytą w tym temacie.
Czy prowadząc gospodarstwo o profilu zwierzęcym mają Państwo czas dla siebie, na swoje hobby?
Teraz kiedy dzieci są już dorosłe możemy sobie pozwolić na kilkudniowy wyjazd, ale dopiero niedawno odważyliśmy się pojechać z żoną na trzy dniową wycieczkę zorganizowaną przez naszą spółdzielnię zostawiając dzieci same. Całe gospodarstwo jest naszym hobby, naszą pasją, całym naszym życiem. Nie wyobrażam sobie innego zawodu i życia, np. w mieście.
Proszę o refleksje na zakończenie.
Z moich obserwacji widzę, że rolnicy nie postrzegają działalności Izb jako przydatnych. Są wobec nich obojętni. By tak nie było uważam, że Izby rolnicze powinny mieć większe kompetencje i swobodę w swych działaniach, co powinno się przekładać na realną pomoc rolnikom, tak by czuli, że działa ona właśnie dla nich. Żeby działania izby wyprzedzały niekorzystne ustawy, jak np. dotyczącą zakazu uboju rytualnego. Do takich sytuacji nie powinno dochodzić. Niedługo zostanie wprowadzona w życie możliwość zakupu ziem przez obcokrajowców, oby nasi politycy tematu znowu nie przespali i by regulacja prawna dotycząca tematu nie pojawiła się za późno…
Dziękuję za rozmowę.
Aneta Jędrzejko
Galeria: