Główna » Aktualności

GOSPODARSTWO MUSI NADĄŻAĆ ZA POSTĘPEM

Autor: Red. dnia 13 stycznia 2010

Pan Michał Potocki wraz z żoną oraz córkami Joanną i Anną prowadzi gospodarstwo rodzinne we wsi Sudoł gmina Czerwieńsk.wywiad (5)

1)      Proszę opowiedzieć o swoim gospodarstwie od czego się zaczęło gospodarowanie, jaki jest areał, profil gospodarstwa?

Gospodarstwo, to znaczy 50ha, zakupiliśmy w 1980 roku od Spółdzielni Kółek Rolniczych, a w tym czasie Narodowego Funduszu Ziemi. Od tamtego momentu gospodarstwo przechodziło przez różne zawirowania. Na czas obecny jest to gospodarstwo rodzinne, ze mną i żoną gospodarują z nami dzieci. Przechodziliśmy przez różne specjalizacje, „wszystko co było możliwe”, od produkcji trzody chlewnej, poprzez ukierunkowanie specjalistyczne: nutrie, drób, owce. Przez trzy kadencje pełniłem funkcję Prezesa Wojewódzkiego Związku Hodowców Owiec, ten dział produkcji wiele lat temu miał ogromne znaczenie, nie było problemu ze zbytem wełny ani mięsa. Gospodarując na glebach V kl-40%, VI kl-60%, produkcja zwierzęca pomagała przetrwać. Później głównym działem specjalistycznym stała się produkcja truskawek. Obecnie dzieci mają 55ha, a my z żoną gospodarujemy na 140ha, w tym 38ha to nasze własne grunty, reszta jest dzierżawiona. Na dzień dzisiejszy, po okresach różnej produkcji zwierzęcej, przestawiliśmy się na czystą produkcję roślinną: żyto, trochę pszenicy, pszenżyto oraz jęczmień.

2)      Przynależy Pan do „grupy producenckiej”, jak ocenia Pan tą współpracę ?

Jestem Członkiem Grupy Producenckiej w Nowej Soli. Wydaję mi się, że te zachęty grup producenckich są dalekie i nieprzejrzyste. Do prowadzenia biura oraz spraw marketingowych, są nie wystarczające. Ponieważ, żeby wejść na rynek i przebić się w różnych układach, to nawet grupa producencka jest za mała. Nieraz jest tak, że czeka się aby zrobić obrót w grupie. Może będzie lepsza cena. Nagle po dwóch, trzech tygodniach okazuje się, że zboże nie sprzedane, a ceny spadły. Z grupą producencką chce się lepiej zarobić, a zdarza się czasami odwrotnie. Na razie, ja nie odczuwam i nie widzę poprawy, żebym czuł się komfortowo, chociaż jest gwarancja zbytu. Powinny być inne profity przy zakładaniu grupy, a nie biurokratyczne załatwianie. To nie powinno być u Marszałka, tylko co najwyżej w starostwie-powiecie, gdzie jest bliższy nadzór i kontakt. Idea grup jest dobra, tylko brakuje jeszcze zaplecza organizacyjnego, by przygotować odpowiedni towar i umowy.

3)      Jaki jest stan i zmechanizowanie gospodarstwa, jakie inwestycje są w planach?

Gospodarstwo jest przygotowane przede wszystkim pod produkcję roślinną.

Córka Anna dostała dofinansowanie na zakup sprzętu: ciągnik 145 konny New Holland T7510. Dysponujemy agregatem uprawowym, broną talerzową oraz dwiema nowymi, dużymi przyczepami. Brakuje jeszcze nowego sprzętu do zbioru. Chociaż     posiadamy trzy stare kombajny, to podczas zbioru koszty energii i ludzkiej pracy są większe. Planujemy zakup nowego kombajnu i ewentualnie ciągnika z przednim napędem o średniej mocy. Cena jaka będzie po zbiorach zadecyduje, czy będzie można sobie na to pozwolić.

Jest to gospodarstwo rodzinne, razem z dziećmi produkuje się, wytwarza, mechanizuje jak również wspólnie pracuje.

4)      Czy dopłaty rekompensują nakłady?

W zasadzie to dopłaty powinny być na wyrównanie szans i one miały takie pierwotne znaczenie. Miały chronić konsumenta, żeby żywność nie była tak droga. A w tej chwili dopłaty są raczej pomocą socjalną. W ostatnich latach wystąpiło zawirowanie opłacalności produkcji i w tym momencie dzięki tym dopłatom można jako tako przeżyć. Dopłaty powinny stanowić dla mnie motyw rozwojowy. Mam większy zasób pieniędzy, to zakupuję sprzęt, który znowu ktoś inny produkuje. Tworzą się nowe miejsca pracy, to nadaje koniunkturę. A nie tak jak teraz, aby rolnik tylko przetrwał. I tu jest ogromny błąd rządzących, że do tego dopuszczają.

5)      Kto zajmuję się domową biurokracją?

Małżonka zajmuje się tymi sprawami, ale główną księgowość prowadzi biuro rachunkowe.     Jeśli chodzi o wnioski, wypełniam częściowo sam korzystając z pomocy     doradców ODR w     Kalsku. Tu trzeba powiedzieć jasno, to są potrzebni ludzie.

6)      Jak układa się współpraca z kołami łowieckimi?

Lubuska Izba Rolnicza, w tym zakresie robi dużo. Uważam, że koła łowieckie są potrzebne i to trzeba sobie jasno powiedzieć, bo jak ich nie będzie, to nas te zwierzaki zjedzą! Tak my, jak i oni, przeżywamy ciężki okres. Jeśli Państwo nie potrafi skupić zwierzyny, która kiedyś była dochodowa i deficytowa, a cena w skupie jest bardzo niska, to ta zwierzyna jest tak jakby bezwartościowa, a szkody czyni duże. Co się stało, że nagle najwartościowsze i najzdrowsze mięso straciło tak dużo na znaczeniu?! Cała gospodarka kuleje, brak nam dobrego gospodarza w każdej dziedzinie. Mamy tylko dobry „pijar” i nic więcej.

Sam jestem myśliwym i uważam, że trzeba współpracować. Bo gdybyśmy wycenili prawidłowo szkody, które są na polach, to praktycznie wszystkie koła powinny być zlikwidowane. Do tego tematu trzeba podchodzić ostrożnie, a najlepiej zmienić przepisy. Kiedyś były lepsze rozwiązania, szkody wyrządzone przez zwierzynę rekompensowało     Państwo. Skoro zwierzyna jest własnością Skarbu Państwa, to jest chyba paranoją, że za szkody odpowiadają koła łowieckie, które i tak borykają się z ekonomicznymi problemami. Również     ustawa łowiecka nie jest dostosowana do ustawy własnościowej gruntów. Koła łowieckie dzierżawią swoje obwody takie jak lasy, pola od Skarbu Państwa, a tak naprawdę właścicielem pola jest rolnik, a on w tym przypadku nie ma nic do powiedzenia.

7)      Skąd Pan czerpie wiedzę rolniczą? 

Swoją wiedzę odtwarzam i odnawiam, w 1966 roku skończyłem studia, cały czas jestem w produkcji rolnej, jestem z nią związany. Od 1980 roku coś mi „strzeliło” i chciałem pokazać, że na V i VI klasie gleby też można gospodarować. I tak przeszedłem, najpierw na rok, potem dwa i tak do dnia dzisiejszego zostało. A wiedzę trzeba odnawiać, postęp wiedzy technicznej jest ogromny. Świat idzie do przodu.

8)      Jaka według Pana powinna być polityka rolna? 

Przede wszystkim zapewnić opłacalność. Rozwijać działy techniczne, naukowe we własnym zakresie, z dostosowaniem do własnych potrzeb. Ponieważ jesteśmy w Unii Europejskiej, to nas obowiązują zasady wspólnej polityki rolnej. Ale Unia nie zabrania zadbać o własnych producentów. Czyli jak napływa do nas truskawka z Chin, to najpierw trzeba ją zbadać czy jest zdrowa, czy nie jest w cenie dumpingowej, takiej aby nie zniszczyć własnych producentów. Jest system podatkowy, który powinien chronić i zabezpieczać. Przecież nie może być tak jak jest dziś, że od iluś lat mówimy o energii odnawialnej. Żyto miało być głównie produkowane na spirytus i przeznaczane do naszych baków samochodowych, na potrzeby rolnictwa. I co się okazuję? Że za złotówkę nikt spirytusu nie będzie produkował. Jak Skarb Państwa może zezwalać na zakup spirytusu z zagranicy za 2,80 czy 3zł a swoim nie chcę dać 2zł?  To jest według mnie polityka celowego wyniszczenia. Gdyby cele polityki były realizowane, dziś nie było by problemów ze zbytem zboża. Dzisiaj dziesięć razy bardziej opłaca się palić zbożem, co się mówi „dookoła”. Gdy miał kosztuję 56zł za 100 kg, a żyto 20zł, to o czym my tu mówimy. Dzisiaj cała gospodarka jest zmarnowana. Ja podam tylko na przykładzie żyta, gdybyśmy puścili je przez spirytus i do baku, to gorzelnia dostałaby 2,5zł za litr spirytusu. I to jest konkretnie wyliczona cena, która by się opłacała. Wówczas ja mógłbym uzyskać za żyto 50zł za 100kg, a 50zł wrzucone do mojej kieszeni gwarantuję mi jakąś opłacalność. Natomiast przerobiony spirytus i wlany do baku za 4zł/l daje 140zł za 35l. w związku z tym daje dwukrotny wzrost PKB. Niestety organizacja PSL nie wywiązuję się ze swoich obietnic przedwyborczych w zakresie energii odnawialnej i opłacalności produkcji rolnej. Na dzień dzisiejszy sytuacja jest ciężka, co najgorsze, nie przekłada się to na koszyk konsumencki. Chleb drożeje mimo, że mąka staniała o połowę. Kto ma za to odpowiadać? To jest konstytucyjny obowiązek Rządu, zadbać aby była sprawiedliwość społeczna. To jest śmieszne i paradoksalne, że sami przybijamy sobie gwóźdź do trumny. To jest wynikiem tej niefrasobliwej polityki, która zmusza nas do tego, aby ograniczyć maksymalnie koszty. Niedługo wszyscy przejdziemy na ekologiczną uprawę, gdzie będziemy produkować chwasty, i trochę ziela, które nikomu do niczego nie będzie potrzebne. A inne produkty będziemy sprowadzać z zagranicy. Bo do tego dojdzie. 1/3 populacji na świecie głoduje to chyba nie powinniśmy stosować takiej polityki. Robimy eksperymenty aby zwiększyć wydajność, po to aby nie było głodu. A nagle okazuje się, że trzeba zboże palić?! To trzeba chyba kogoś wymienić w tym Rządzie. Albo cały Rząd, który do tego dopuszcza. Te wszystkie rzeczy mówię z rozgoryczenia, bo jeżeli się pracuje, to się chce, żeby coś było i dla kogoś było. Przecież ja nie produkuje zboża dla siebie. Bo ja dużo nie potrzebuję. Ja jestem producentem rynkowym, towarowym. Ale to się musi kalkulować. Pamiętam jak kiedyś było jeszcze w latach 70-tych w Danii, tam był wolny rynek, ale rolnik wiedział jaka będzie cena w żniwa, na miesiąc albo nawet na pół roku przed. A u nas jest „czarna magia”. Jaka to jest demokracja? Jak my krzyczymy, protestujemy a nikt nas nie słucha. Ta demokracja jest zanarchizowana tylko pod potrzeby niektórych. Czy grup rządzących? Czy układów? A my, dalej musimy siać, orać i zawsze z nadzieją, że może coś się zmieni.

9)      Czy udziela się Pan społecznie?

Wydaje mi się, że cała moja praca jest społeczna (uśmiech) bo praktycznie nie dla siebie, tylko dla kogoś to robię. Wcześniej udzielałem się w Wojewódzkim Związku Kółek i Organizacji Rolniczych. Obecnie jestem prezesem     Forum Samorządowego Powiatu Zielonogórskiego. Chcemy coś zrobić, nagłaśniamy różne rzeczy i różne problemy. Ale to są takie wołania, które się o coś odbijają i wracają bez efektu. Ale trzeba dalej krzyczeć, rozmawiać, przekonywać i dawać argumenty. Aby nie doprowadzić do tego stanu, by nasze wnuki spłacały nasze błędy, naszą niekompetentność. Aby były na swoim i nie musiały za pracą na zachód wyjeżdżać. To „oni” powinni do nas przyjeżdżać.

10)  Czy może Pan pozwolić sobie na wakacje?

Gdyby człowiek chciał to na pewno może sobie na to pozwolić. Produkcję można tak ustawić, że czasami gdzieś się wyjeżdża, na tydzień albo dwa. Dzisiaj świat jest otwarty. Mamy jeszcze dużo do zwiedzenia, nie na wszystko jednak stać. Mimo, że jest produkcja sezonowa, człowiek jest przywiązany cały czas do gospodarstwa. Ale wyjeżdżałem. W Egipcie byliśmy, we Francji, Anglii. Wcześniej zwiedziłem całą Europę, bo na studiach pracowałem jako kierownik wycieczek zagranicznych i za tym życiem tęsknię.

11)  Jakie jest Pana hobby? 

Zawsze interesowałem się sportem w szczególności lekkoatletyką, kiedyś rzucałem oszczepem, byłem w reprezentacji powiatu gorzowskiego. Grałem w szachy, jako junior byłem wicemistrzem województwa. Teraz troche gram w tenisa, interesuję się również turystką, zwiedzaniem i poznawaniem świata.

12)  Refleksja na koniec.

 Dla żartu powiem, jak jest susza to prosimy Pana Boga o deszcz. A jak jest urodzaj to znowu trzeba by było iść do księdza, ale z inną prośbą. Aby dał rozum dla rządzących, żeby nie marnować tego co żeśmy wyprodukowali.

Chciałem jeszcze powiedzieć. Aby zawsze myśleć o naszych wnukach, naszych następcach.     Żebyśmy zostawili dla nich coś z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Świadomości, że zrobiliśmy wszystko co możliwe. Trzeba z optymizmem patrzeć w życie. Jest wiele rzeczy z których trzeba korzystać, a których moje pokolenie nie miało. Trzeba zrobić wszystko żeby młodzież nie czekała na bezrobociu, żeby miała zatrudnienie. Był taki okres czasu, w którym oduczyli się pracy, a bez pracy rodzą się różne patologie i problemy społeczne. Poprzez pracę, właściwe wychowanie oraz dobry przykład będziemy z nadzieją patrzeć na młodszych. Trochę z nostalgią i smutkiem patrzę na to co się dzieje, bo chciało by się, aby było lepiej.

Dziękuję za rozmowę
Joanna Nadborska

Digg this!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!
  Copyright ©2024 Lubuska Izba Rolnicza, wszystkie prawa zastrzeżone.