Lubuska Izba Rolnicza » Archiwum bloga » PRODUKCJA TRZODY DAJE NAM STABILIZACJĘ FINANSOWĄ W GOSPODARSTWIE
Główna » Aktualności

PRODUKCJA TRZODY DAJE NAM STABILIZACJĘ FINANSOWĄ W GOSPODARSTWIE

Autor: Red. dnia 20 września 2016

Przedstawiamy rodzinne gospodarstwo Pana Leona Molika, który razem z żoną Agnieszką uprawiają zboża oraz hodują trzodę chlewną. Państwo Molik mają dwójkę dzieci 15 letnią Karolinę i 13 letniego Szymona, którzy w wolnych chwilach pomagają rodzicom w drobnych pracach rolniczych. Gospodarstwo położone jest w rolniczej wsi Stoki w gminie Pszczew.

LIR: Proszę przedstawić historię gospodarstwa. Od kiedy jest Pan rolnikiem?

L.M.:Moje początki gospodarowania mogę opowiadać, jako anegdotę. W 1994 roku w Polsce obowiązywała jeszcze służba wojskowa. Wtedy moi rodzice wymyślili, że nie puszczą mnie do wojska. Przepisali na mnie większość gruntów i tym sposobem uniknąłem służby wojskowej. W taki oto sposób zostałem młodym rolnikiem, miałem wtedy 19 lat. Skupiłem się na rozbudowie i inwestowaniu w trzodę chlewną. Na tamte czasy mieliśmy dość duże stado,
bo inwentarz liczył ok. 100 sztuk świnek. W 1996 roku zainwestowałem w nowy sprzęt do gospodarstwa, kupiłem nowy ciągnik. Potem przyszedł czas „świńskiej górki”, to uderzyło w finanse gospodarstwa.Trzeba było szukać innego źródła utrzymania. Na szczęście w między czasie zrobiłem prawo jazdy na samochód ciężarowy i znalazłem zatrudnienie jako kierowca. Przez krótki okres czasu jeździłem w trasy międzynarodowe. Największym minusem tej pracy było stanie na terminalach. Dla mnie, jako osoby, która jest przyzwyczajona do ciągłego zajęcia, takie siedzenie w kabinie przez 48 godzin lub nawet 70 godzin to była istna udręka. Następnie w 1999 roku ożeniłem się i od tego czasu wspólnie z żoną prowadzimy gospodarstwo.

LIR: Czy posiada Pan wykształcenie rolnicze?

L.M.: Z wykształcenia jestem mechanikiem maszyn rolniczych. Kierunek nauki szybko wybrałem. Ojciec w tamtych czasach bardzo dużo płacił mechanikom za naprawę maszyn rolniczych. Mnie to trochę bolało. Zawsze miałem smykałkę do mechaniki, dlatego poszedłem w tym kierunku do szkoły zawodowej. Do dzisiaj większość maszyn
w gospodarstwie naprawiam sam, chyba, że są to nowe maszyny i do naprawy potrzebne jest podpięcie pod komputer.

LIR: Proszę przedstawić genezę gospodarstwa, jaka jest jego wielkość oraz specjalizacja.

L.M.: Gdy obejmowałem gospodarstwo to łącznie z lasami przejąłem prawie 40 ha, teraz gospodarujemy na 80 ha. Głównym działem produkcji jest chów trzody pod zamówienie konkretnej firmy. Dostajemy stado, paszę oraz opiekę weterynaryjną. Jesteśmy odpowiedzialni za budynek oraz za opiekę nad zwierzętami, zadawaniem paszy, czy porządkowaniem obornika. Wyspecjalizowaliśmy się w tuczu od prosiaka do warchlaka, jest to bardzo krótki okres 2 miesięcy. Dla nas jest to najlepsze rozwiązanie a przede wszystkim gwarantuje płynność finansową. Pozostałym dochodem gospodarstwa jest produkcja roślinna. Ze względu na słabe klasy ziemi V-VI siejemy głównie zboża. Żyto, pszenżyto, jęczmień jary, owies i od niedawna łubin.Większość żyta sprzedajemy od wielu lat jednemu odbiorcy, do młyna w Nowym Tomyślu. Bardzo cenie sobie tą współpracę, nasze gospodarstwo jest tam rozpoznawalne. A pozostałe zboża sprzedajemy na pasze do innych firm.

LIR : Jakie inwestycje zostały podjęte w gospodarstwie?

Ponieważ nie opłacała nam się adaptacja starego budynku chlewni, koszty dostosowania go do wymogów unijnych i weterynaryjnych były za duże, to w 2013 roku wybudowaliśmy nowy budynek. A stary budynek przerobiliśmy na garaże. Wcześniej inwestowaliśmy mocno w maszyny, praktycznie wykorzystaliśmy całą dostępną pulę środków przeznaczoną na jedno gospodarstwo z PROW 2007- 2013. W tamtym programowaniu złożyliśmy trzy wnioski, najpierw kupiliśmy ciągnik z ładowaczem, później dokupiliśmy sprzęt towarzyszący: pług 4-skibowy obrotowy, brona talerzowa, przyczepa rolnicza, siewnik i agregat uprawowy. W między czasie zakupiliśmy ziemię. Wszystkie inwestycje były rozłożone w czasie, aby czasami nie przeinwestować.

LIR: Ile osób pracuje w gospodarstwie?

L.M.: Pracami w gospodarstwie zajmuję się głównie ja z żoną, w miarę możliwości dzieci nam pomagają.
W okresie wzmożonych prac polowych lub w czasie wakacji pomaga nam teść.

LIR: Czy jest Pan członkiem grupy producenckiej?

L.M.: Nie należę do żadnej grupy. Kiedyś próbowałem założyć grupę producentów zbóż, ale było ciężko znaleźć chętnych rolników. Rolnicy nie chętnie angażują się poza swoim gospodarstwem, ciężko im zrozumieć, że z członkostwa w grupie płynie dużo korzyści.

Agnieszka Molik: Ludzie w obecnych czasach boją się podejmowania jakichkolwiek inicjatyw. Teraz każdy jest samowystarczalny. Nie chcą się w nic angażować. Większość ludzi jest biorcami, ciężko jest współpracować z kimś. Może jak by przyszedł ktoś z zewnątrz, i zaproponował jakieś dogodne warunki bycia w grupie producenckiej, to ludzie by się zdecydowali.

L.M.: Ciężko jest wytłumaczyć innym ludziom, że z bycia w grupie producenckiej wynika wiele korzyści. Tak w przybliżeniu rocznie uda nam się sprzedać 100 ton zboża, w zależności od roku. A jeśli byłaby grupa to łącznie uzbierałoby się znacznie więcej. W takiej sytuacji można byłoby rozmawiać z przedsiębiorstwami zajmującymi się skupem zbóż o wyższej cenie. Tak samo można negocjować cenę przy zakupie środków ochrony roślin czy nawozów. Można przecież zatrudnić pracownika, który zajmuję się prowadzeniem grupy. W bilansie wyjdzie, że każdy z członków grupy ma z tego korzyść, proporcjonalnie do wielkości gospodarstwa. Ale niestety na naszym terenie nie udało się powołać grupy producenckiej.

LIR.: Jaka jest opłacalność produkcji rolniczej?

L.M.: Powiem tak, na naszych ziemiach to, co zasiejemy, doliczając nawożenie i opryski to wychodzi na zero, zostaje tylko dotacja. Ale trzeba mieć swój sprzęt i dbać o niego. Bo jak podnajmuje się sprzęt to z tą opłacalnością jest już gorzej. Również świadczę usługi rolnicze i to jest nasz dodatkowy dochód. Zdarzają się również takie zlecenia, aby uprawić byle jak wyłącznie pod dopłaty. Do czego zmierzam, taki „rolnik” jest dla nas nieuczciwą konkurencją. Takie sytuację powinny zostać ukrócone. Nie chodzi o to, aby ludzie w ogóle nie siali lnianki itp. czy uprawiali ekologiczne uprawy, bo mają większe dotacje z tego tytułu. Powinna zostać zachowana minimalna dobra praktyka rolnicza. A nie chałtura zrobiona dla samej sztuki, aby wniosek złożyć i przyjąć dotacje.

Na następnym spotkaniu Izby Rolniczej, będę wnioskować o ukrócanie nieuczciwej konkurencji rolniczej. Aby LIR interweniowała w tej sprawie do dyrektora ARiMR, aby przyjrzał się takiemu procederowi. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że ktoś sieje i nawet nie zbiera plonu tylko czerpie z tego tytułu dopłaty. Może coś zmieni się w tej kwestii.

A.M. : Produkcja trzody chlewnej daje nam stabilizację finansową w gospodar-stwie. Co miesiąc dostajemy pieniądze, możemy zaplanować sobie wydatki. Współpraca z firmą dobrze się układa, dbamy o zwierzęta jak o swoje i mamy godnie zapłacone za wykonaną pracę.

Chciałam jeszcze dodać, że polityka rolna naszego kraju nie sprzyja opłacalności produkcji rolniczej.
W tamtym roku rolnik, który nie miał ani jednej sztuki inwentarza, należały mu się profity z tytułu suszy. A my posiadamy inwentarz i suszowe nam już się nie należało, bo przecież możemy żyć z produkcji zwierzęcej. Co w takiej sytuacji ma zrobić producent mleka, nie dość, że nie zebrał masy zielonej, bo była susza, to jeszcze cena mleka radykalnie spadła, a suszowe mu się nie należy, to z czego on ma żyć?

LIR: Jako dodatkowy dochód dla gospodarstwa świadczy Pan usługi rolnicze, czy na to działanie były pozyskane środki z PROW?

L. M. Tak, skorzystaliśmy z programu „Różnicowanie działalności rolniczej”, wtedy zakupiliśmy ciągnik
i teraz mogę wykonywać usługi dla innych rolników i nie tylko. Mniejsi rolnicy chwalą sobie, bo jeżeli on ma małe gospodarstwo to nie opłaca mu się kupować własnego ciągnika woli wynająć, a przy tym wie, że praca jest dobrze zrobiona.

LIR: Co Pan sądzi o nowej ustawie o obrocie gruntami rolnymi?

L.M.: Według mnie to trochę za późno zmienili tą ustawę. Prawdziwi rolnicy powinni być zadowoleni
z nowych przepisów dotyczących sprzedaży ziemi. Dobrą zmianą jest to, że delegaci Izby Rolniczej mają prawo wyrażenia opinii odnośnie sprzedaży danych gruntów.

LIR: A jakie jest Pana zdanie o zmianach dotyczących szacowania szkód łowieckich, którymi od stycznia ma zająć się wojewoda?

L.M.: Mam mieszane uczucia, co do tych zmian. Zobaczymy jak to będzie działało w praktyce. Koła łowieckie przez tyle lat dogadywały się z rolnikami. Tylko czasami zdarzały się zgrzyty. Sam miałem okazję być przy takim, jak koło łowieckie potraktowało rolnika jak złodzieja, oskarżyli go o to, że wyłudza od nich pieniądze. Przy szacowaniu powinna jednak być osoba niezależna, np. przedstawiciel gminy, delegat Izby Rolniczej, ale nie z danej miejscowości tylko z sąsiedniej gminy, aby nikt mu nie zarzucił stronności.

A.M: Na naszym terenie działa kilka kół łowieckich. Do tej pory z jednym tylko mieliśmy problemy. Natomiast
z innym kołem współpraca układa się bardzo dobrze. Wysialiśmy ostatnio łubin słodki, to koło łowieckie dostarczyło nam paliki oraz pastucha, w naszej kwestii było wykonanie ogrodzenie. Również myśliwi pilnowali uprawy przed szkodami. Aby relację między rolnikami, a myśliwymi były dobre to obie strony muszą współpracować. Minimalny wysiłek ze strony rolnika też powinien być przy zabezpieczaniu upraw.

LIR: Czy w miejscowości jest dużo rolników?

L.M.: W naszej wsi tak, są tacy, co posiadają gospodarstwo rolne i w nim pracują i z tego się utrzymują, takich jest ok 15. Są również tacy mniejsi rolnicy, gdzie gospodarstwo stanowi dodatkowy dochód.

LIR: Z tego co wiem to należy Pan do Rady Sołeckiej, a Pani działa w stowarzyszeniu. Proszę powiedzieć coś więcej na ten temat.

A. M.: Działam w Stowarzyszeniu Stoki Przyjazna Wieś, które założyliśmy w 2011 roku. Mamy zrealizowane cztery projekty w tym boisko do piłki nożnej, plac zabaw dla dzieci, wyposażenie świetlicy wiejskiej, która wcześniej wyremontował Urząd Gminy, : meble do kuchni oraz sprzęt AGD, duży telewizor, biblioteka- filia z Pszczewa, piłkarzyki, bilard, tenis stołowy. W świetlicy są też prowadzone zajęcia manualne dla dzieci. Zimą rada sołecka organizuje turniej w tenisa stołowego, gdzie jest spore zainteresowanie mieszkańców. Organizujemy Dzień Dziecka, Dzień Kobiet, Dzień Babci i Dziadka, Mikołaja.

L. M.: Organizujemy już po raz czwarty Festiwal Smaków – Dzień Jagnięcia. Nasz sołtys oraz jeszcze jeden rolnik, jako nieliczni hodują owce. Dzień Jagnięcia organizujemy w formie pikniku w plenerze. Przyjeżdżają okoliczne sołectwa i wystawiają swoje potrawy z jagnięciny. Imprezie towarzyszą występy zespołów muzycznych oraz konkursy z nagrodami. Podczas festiwalu można popróbować jagnięciny, a taka okazja dość rzadko się zdarza. Nie jest to wśród Polaków popularne mięso. A w naszych okolicach kiedyś hodowano bardzo dużo owiec, nawet moi rodzice mieli. To były złote czasy, ojciec opowiadał, że wtedy cała wełna szła do Paktu warszawskiego. Grube pieniądze się wtedy zarabiało. Ze sprzedaży wełny ojciec kupił maszynę rolniczą, zakupił paliwa na cały rok, wszystkich nas ubrał i jeszcze zostało. Wtedy nie było żadnych dotacji od państwa i rolnik był samowystarczalny.

LIR: Patrząc przez pryzmat lat, czy wybrałby Pan inny zawód?

L.M.: Trudno powiedzieć. Nie wiem czy nie zostałbym na mechanice rolniczej. Nawet kiedyś myślałem, aby wspólnie
z kolegą otworzyć serwis maszyn rolniczych. Bo dzisiaj dużo rolników kupuje nowe maszyny. Zdarza się często, że nowy sprzęt zaskakuje rolnika, a autoryzowane serwisy maszyn nie są tanie. Zobaczymy może jeszcze w przyszłości uda się coś rozwinąć w tym kierunku.

LIR: Czy dzieci zainteresowane są zastaniem na gospodarstwie.

A.M.: Córka absolutnie nie jest zainteresowana pozostaniem na gospodarstwie, ma bardzo dobre wyniki w nauce i chciałaby się kształcić. Natomiast syn jest jeszcze młody, ale chętniej niż córka pomaga w gospodarstwie. Jak mu wychodzą jakieś prace to się cieszy.

L.M.: Tak naprawdę, to czas pokaże, kto pozostanie na gospodarstwie. Ja osobiście jak byłem młody to nie chciałem zostać rolnikiem. Ale z czasem jak człowiek pracuje, osiąga przy tym jakieś wyniki i ma z tego dochody to chce mu się pracować. Natomiast kiedy ciężko pracujesz, namęczysz, a na końcu nie ma efektów lub trzeba dołożyć, to człowiek nie chce się tym zajmować i tak pewnie jest w każdym innym zawodzie.

LIR: Czy mogą pozwolić sobie Państwo na wakacje?

A.M.: Odkąd współpracujemy z firmą dla, której hodujemy trzodę chlewną to możemy pozwolić sobie na kilkudniowy wypad z dziećmi. W tym czasie hodowli dogląda mój tata, albo opiekun z firmy. Budynek jest na tyle zautomatyzowany, że łatwiej nią zarządzać.

LIR: Czy mają Państwo jakieś hobby?

A.M.: Ja bardzo lubię piec ciasta i torty, które dekoruję masą lukrową, w szczególności dla dzieci robię autka, straż pożarną czy księżniczki. Najwięcej satysfakcji daje mi radość i zadowolenie dzieciaczków.

L. M.: Natomiast ja bardzo lubię majsterkować przy maszynach rolniczych. Czasem zdarza się, że w okresie zimowym kupię maszynę, która przypomina złom, a po kilku tygodniach pracy i nakładów finansowych wygląda prawie jak nowa. A tak poza mechaniką bardzo lubię grać w różne gry, w szczególności w tenisa stołowego i rekreacyjnie w piłkę nożną.

Bardzo dziękuję za rozmowę
Joanna Balawajder

 

Digg this!Dodaj do del.icio.us!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!Dodaj do Yahoo!
  Copyright ©2024 Lubuska Izba Rolnicza, wszystkie prawa zastrzeżone.