GOSPODARSTWO TO NIE TYLKO PRACA, ALE PRZEDE WSZYSTKIM PASJA
Pragniemy przybliżyć Państwu sylwetkę jednego z tegorocznych laureatów Lubuskiego Złotego Kłosa – Pana Grzegorza Kacprzyka wraz z małżonką Agnieszką, którzy prowadzą wspólnie gospodarstwo rodzinne we wsi Pałck, gmina Skąpe w powiecie świebodzińskim. W prowadzeniu działalności pomagają również dwaj synowie.
Na wstępie pragnę Panu serdecznie pogratulować nominacji w konkursie Lubuskiej Izby Rolniczej Lubuski Złoty Kłos. Ukłon składam również Pani, Pani Agnieszko, ponieważ, mimo, iż Pani bezpośrednio nie była nominowana, to zapewne wkład w prowadzenie wspólnego gospodarstwa jest niezmiernie ważny i wpływa na całokształt działalności.
G. Kacprzyk – Dziękuję. Udział w tym konkursie był dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Samo zgłoszenie mojej osoby ucieszyło mnie i pozwoliło zauważyć, jak istotne jest wyróżnianie rolników podejmujących trud pracy.
Proszę przybliżyć genezę gospodarstwa.
Historia gospodarstwa jest za ścianą, tam moja mama mieszka i ona rozpoczęła tą działalność rolniczą. Moja mama prowadziła tutaj ze swoimi rodzicami gospodarstwo, następnie dołączył tato z sąsiedniej wioski. Pracowali wspólnie. Niestety tato dość młodo odszedł i wówczas ja, jeszcze jako młodzieniec, musiałem wziąć obowiązki gospodarskie, w pewnym sensie, na swoje barki. Co prawda zawodowo byłem wyuczony w innym kierunku (stolarz), ale sentyment do rolnictwa miałem dość duży, a i pomagając na bieżąco rodzicom, doświadczenie miałem dość spore. Gospodarzenie rozpocząłem od posiadania 8 ha ziemi, obecnie jestem w użytkowaniu ok. 90 ha plus łąki, a i na tym nie zamierzam poprzestać – uśmiech skierowany ku małżonce. Gdy przejąłem w pełni gospodarstwo, zrezygnowałem z pracy i skupiłem się na prowadzeniu tegoż gospodarstwa z uwagi na szeroką produkcję, m. in. buraków cukrowych, ziemniaków jadalnych, zboża, jak również trzody, krów mlecznych, bydła.
Zatem przejął Pan typowe gospodarstwo tradycyjne, które stanowiło główne utrzymanie rodziny.
Tak, było to takie rodzinne, typowo wiejskie gospodarstwo, w którym było wszystkiego po trochu, i kury i kaczki. Jednak powiększenie rodziny w pewien sposób wymusiło poszerzenie działalności zarobkowej. Otrzymałem od siostry propozycję pracy w gastronomii, co okazało się pierwszym krokiem do podjęcia działalności gospodarczej i otwarcia pizzerii. Lokal uruchomiliśmy w Świebodzinie i ruszyliśmy pełną parą.
Jak pogodził Pan pracę w gospodarstwie z prowadzeniem pizzerii?
Gospodarstwem zajęła się mama, pomagał również kolega, a ja po pracy w pizzerii także zajmowałem się gospodarstwem. Kiedy w lokalu zatrudniliśmy pracowników i przyuczyliśmy do wypieku pizzy, miałem już więcej czasu i wróciłem na gospodarkę. Wtedy też z małżonką zrobiliśmy podział, iż ona zajmuje się pizzerią, a ja rolą. Oczywiście do tej pory pomagamy sobie nawzajem i wspieramy się. Obecnie w Świebodzinie mamy dwa lokale gastronomiczne i współpracujemy z moją siostrą. Stabilizacja w pizzerii pozwoliła mi na skupieniu się na gospodarce i wówczas też dojrzałem do powiększenia gospodarstwa. Jednak w tym czasie była taka sytuacja, iż ziemię ciężko było wydzierżawić, a kupić łatwo. Stąd też powiększałem gospodarstwo poprzez zakup gruntów. Mama ciągle mi zarzuca, że nie remontuję domu przejętego po dziadkach, bo albo ziemię kupuję, albo nowe maszyny. Mama chciałaby, by dom lśnił, jednak póki co, remont odkładany jest w czasie.
Związane jest to zapewne z priorytetami, którymi kierują się Państwo przy równoległym prowadzeniu dwu działalności.
Dokładnie. Najpierw musimy uporać się ze spłatą pozostałych inwestycji. Ziemia została już spłacona. Park maszynowy wymieniony został przy wykorzystaniu funduszy unijnych, jednak jakieś kredyty jeszcze pozostały. Dochodzą do tego niespodziewane wydatki. Bo tak to jest, że człowiek rok sobie zaplanuje, a tu nagle kosiarka się popsuje i trzeba ją wymienić. A takich nieprzewidzianych wydatków w ciągu roku jest dużo.
Jak zatem wygląda ogólna specyfika gospodarstwa?
Obecnie 74 ha mamy własne, dzierżawimy 25 ha. Do tego dochodzą jeszcze łąki. Do gospodarki podchodzę patriotycznie. W gospodarstwie powinno być wszystkiego po trochu. Mam nawet konia, młodziutką dwuletnią klacz pod siodło. Posiadam śladowe ilości świń, które trzymam tylko po to by nie zamknąć całkowicie stada. Z bydła mlecznego zrezygnowaliśmy. Jednak z uwagi na sentyment do bydła oraz duże ilości odpadów kartofli po sortowaniu, postanowiliśmy zakupić bydło mięsne. Zaczęliśmy od trzech sztuk, a w tej chwili stado dochodzi do 40 szt. Poza hodowlą, skupiam się na uprawie zbóż, a przede wszystkim ziemniaka jadalnego. Ziemniaki od zawsze były dominującym kierunkiem w naszym gospodarstwie. Mamy 300 ton jadalnego ziemniaka na pryzmie. Odpady natomiast mielone specjalnym bąkiem idą do skarmiania krów. W zależności od oczekiwań klienta ziemniaki są odpowiednio pakowane.
Jak wygląda park maszynowy, który jest do dyspozycji w gospodarstwie?
Zaczynałem od ciągnika przejętego jeszcze po rodzicach – Ursusa, tzw. ciapka. Plusem było to, że ten ciągnik był bezawaryjny. Wprawdzie za mały troszeczkę, ale cieszyło mnie to, że nie muszę go naprawiać. Jest na chodzie do dziś. Zawsze dbałem by mieć odpowiedni sprzęt, a PROW mi na tyle pomógł, że mam dwa ciągniki. Dodatkowo świadczę usługi rolnicze na terenie lubuskiego.
Czy rynek zbytu ziemniaka jadalnego jest stabilny, czy ma Pan stałych odbiorców?
Rynek ziemniaka skurczył się. Kiedyś było więcej mniejszych, ale regularnych odbiorców. Prawo wolnego rynku, a zatem różnych cen, też ma wpływ na podaż. Jednak niegdyś stali odbiorcy, którzy znaleźli tańszych dostawców wrócili do mnie, z uwagi na jakość ziemniaka. Uprawa ziemniaka jest uprawą narażoną na szkody ze strony zwierzyny łownej.
Proszę powiedzieć o stopniu tych szkód i jak wygląda w tym zakresie współpraca z kołami łowieckimi.
Kiedyś dochodziło do ostrej wymiany zdań z przedstawicielami kół, z uwagi np. na błędne wyniki szacowania. I tu wtrącę, iż przez to dowiedziałem się o izbie rolniczej, bo przyjechałem do izby po poradę prawną. W pewnym momencie nastąpiło porozumienie, a to z kolei dzięki zmianom osobowym w kole. Zaczęło się od obopólnej współpracy i dialogu na właściwym poziomie. Informowałem KŁ, iż będę sadził ziemniaki i prosiłem o ogrodzenie konkretnych pól – tak też się działo. Ważne jest porozumienie i obustronne działanie zapobiegawcze, a wszystko zależy od łowczego i jakich ma ludzi do współpracy.
Mają Państwo dwóch młodych synów. Czy przejawiają oni chęci w przejęciu w przyszłości gospodarstwa i dalszego jego utrzymania i rozwoju?
Na chwilę obecną, obydwoje pomagają nam we wspólnym utrzymaniu zarówno gospodarstwa, jak i działalności gastronomicznej. Jeden syn skupił się na wspólnej ze mną pracy na roli, drugi natomiast wraz z małżonką pracuje
w pizzerii. Jak ich dalsze losy zawodowe się potoczą, tego nie wiem, choć mam nadzieję, iż gospodarstwo przejmą i będą kontynuować, to co zaczęli ich przodkowie. Jestem patriotycznie nastawiony i nie satysfakcjonowałoby mnie to, by dzieci stąd poszły. Liczę na kontynuację tradycji i oczekuję, by dalej to gospodarstwo tętniło życiem.
Przyznać muszę, iż synowie udali się nam. Obydwoje w wieku 17 lat zdobyli prawo jazdy na ciągniki; mają również prawo jazdy na samochody osobowe. Pozakładali swoje gospodarstwa. Młodszy syn przejawia większe zainteresowanie gospodarstwem, jest zaradny i samodzielny w podejmowanych pracach. Starszy natomiast pomaga w pracach gospodarskich w sytuacjach kryzysowych. Wszystko jeszcze przed nimi. Nie naciskam ich na podejmowanie zobowiązujących działań, np. z PROW-em. Chcę, aby sami się ukierunkowali i decyzje pozostawiam im. Jednak mam cichą nadzieję, iż moje plany zostaną zrealizowane i nastąpi rodzinna kontynuacja prowadzenia gospodarstwa.
We wsi Pałck pełni Pan funkcję Sołtysa. Proszę opowiedzieć o współpracy ze społecznością, o wspólnych inicjatywach, planach.
Najlepiej byłoby spytać lokalnej społeczności. Z radą sołecką współpraca jest bardzo dobra, wspólnie podejmujemy wszelkie inicjatywy. Muszę powiedzieć, iż jestem człowiekiem surowym, nie toleruję spraw, które są nieprzyzwoite, np. wysypywanie śmieci w miejscach niedozwolonych. Upomnienia kierowane do tak czyniących osób odbierane są przez nie negatywnie, jako czepianie się.
Obowiązków przy pełnieniu tej funkcji jest bardzo dużo, aczkolwiek wewnątrz odczuwam taką przywódczą, czy też wspomagającą cechę, by oprócz tego co robię, w jakiś sposób jeszcze gdzieś zaistnieć. Jako członek rady sołeckiej, miałem już pewne doświadczenie i w połowie trwania kadencji mojej poprzedniczki odbyły się wybory i zostałem wybrany na sołtysa. Obecnie kontynuuję tę funkcję. Jeśli chodzi o zamierzenia, to mamy zaplanowane skanalizowanie miejscowości. Kościół mamy obwarowany rygorystycznymi wymogami konserwatora. Obecnie przymierzamy się do malowania wewnątrz, jednak z uwagi na jego barokowy charakter, przeprowadzane są jeszcze ekspertyzy, w poszukiwaniu malowideł. Corocznie robimy wiejski festyn, a zebrane fundusze przeznaczane są właśnie na kościół. Mamy również piękne sale i kuchnie, które wynajmujemy na różne imprezy. A w tym bardzo pomaga mi żona – uśmiech do małżonki. Zależy mnie też na drogach we wsi, które należałoby doinwestować, by był lepszy dojazd do poszczególnych posesji.
We wsi Pałck w przyszłym roku będziemy mieli dożynki gminne, serdecznie zapraszam, a w tym roku miałem zaszczyt być starostą dożynek w Podlej Górze.
Jak spędza Pan czas wolny, może jakieś hobby, poświęcanie się zainteresowaniom…
Nie ma czasu poza pracą. Ktoś kiedyś powiedział, że jak ktoś lubi swoją pracę, to się nie męczy, czuje się, jakby nie pracował. I tak to ze mną jest, jednak wolny czas by się przydał, by ponadrabiać zaległe sprawy, jak chociażby takie zwyczajne wizyty u lekarza. Ogólnie lubię pracę z ziemniakami. Uwielbiam prace przy aurze naszej pięknej, polskiej jesieni, przy przyjemnych promieniach słońca – wówczas czuję komfort w wykonywanych czynnościach. Ja preferuję prawdziwą, żywą gospodarkę, ze zwierzętami, gdyż produkują obornik, bo ziemie nie są za mocne, są piaszczyste i trzeba je dostosować do uprawy, a w szczególności do uprawy ziemniaka. Moim marzeniem jest posiadanie gospodarstwa do 200 ha, ze 100 krów, jakieś bydło, odsadki do tego.
Proszę o słowo podsumowania.
Jestem człowiekiem energicznym, pobudliwym (może czasem za mocno) i myślę, że odnalazłbym się w każdej branży. Jednak planuję, póki sił starczy, pozostać tu i robić to co robię. Wiadomo, są wzloty i upadki… Jestem jednak dumny z tego, że jestem rolnikiem. To co teraz robię, to robię z nadzieją, iż w przyszłości, kiedy ja zejdę z tej ziemi, moje wnuki będą kontynuowały moją pracę i będzie ona im sprawiała przyjemność taką jak mi teraz.
Dziękuję za poświęcony czas. Życzę, by dotychczas podejmowane przedsięwzięcia dalej były pozytywnie realizowane i przynosiły oczekiwane efekty. Trzymam również kciuki, by spełniło się marzenie o kontynuowaniu utrzymania tradycji rodzinnego gospodarstwa przez Państwa synów.
Rozmawiała
Katarzyna Frąckowiak