CENIĘ SOBIE NIEZALEŻNOŚĆ JAKĄ DAJE MI PRACA W GOSPODARSTWIE
Przedstawiamy gospodarstwo rolne Wiolety i Roberta Kubika ze wsi Klenica w gm. Bojadła. Pan Robert jest II kadencję członkiem Zielonogórskiej Rady Powiatowej LIR.
Proszę powiedzieć, jaka jest historia powstania gospodarstwa i jak przedstawia się ono dzisiaj.
W 1995 roku tata, którego zdrowie już nie pozwalało na ciężka pracę zdecydował się przepisać gospodarstwo na mnie. Wówczas liczyło 19 ha i było w nim 11 szt. krów. W 2004 roku zdecydowałem się przejść całkowicie na produkcję roślinną. Bydło stało się przeszkodą przy składaniu wniosku na modernizację gospodarstw, tzn. pozostanie przy produkcji zwierzęcej wiązało się z dużymi kosztami, np. modernizacją obory, budową płyty obornikowej. Wtedy, jako początkującemu, młodemu gospodarzowi ciężko było dostać kredyt, nie to, co teraz… W chwili obecnej gospodaruję na ok. 145 ha, z czego część jest dzierżawiona. W ARiMR jak składam wniosek, to śmieją się, że jestem chyba rekordzistą w województwie, bo te ok. 145 ha to również blisko 130 odrębnych działek. Zazdroszczę tym, którzy mają 30-50 ha w jednym kawałku. Logistycznie jest ciężko, dużo czasu zabierają dojazdy na pola. Ponieważ mam w planie zakup ziemi, na scalanie gruntów jeszcze się nie decyduję. Siedem lat temu złożyłem wniosek do ANR na zakup ziemi, ale ponieważ część działek nie była uregulowana prawnie, do zakupu nie doszło. W tym roku postanowiłem ponowić wniosek, niestety w przeciągu tych paru lat ceny znacznie się zmieniły. Nie ważne jest również to, że działki te sąsiadują z moimi, i tak muszę startować wolnym przetargu.
A jak wygląda struktura zasiewów?
Co roku sieję ok. 20 ha rzepaku, 50 ha pszenicy, 30 ha żyta, 20 ha pszenżyta, w tym roku zostawiłem 10 ha na zboża jare, 15 ha to łąki. Ziemie mam mozaikowe. W bliższej okolicy Odry są to bardzo ciężkie mady, trzeba wiedzieć, kiedy można tam wejść w pole. Najlepsze ziemie są klasy IV a, IV b, reszta to V kl i VI kl.
Proszę powiedzieć o uzyskiwanych plonach w gospodarstwie.
To zależy, jaki jest rok. Uważam, że najwięcej zależy od pogody, mniej od zastosowanych nawozów. Tego roku dobrze plonowała pszenica, za to żyto i pszenżyto nie wyszło za dobrze. Jak uzyskam 4 tony ogólnie z hektara, to jestem już zadowolony.
Jak przedstawia się rynek zbytu?
W tym roku jeszcze nie wiem. Staram się przetrzymać zboże jak najdłużej, do samego końca, żeby uzyskać jak najwyższą cenę. Raz się uda, raz nie. Zawsze sprzedaję do pobliskiego młyna, jak będzie w tym roku, zobaczę. Uważam, że rolnik powinien być przezorny i zawsze mieć jakieś oszczędności na gorszy rok.
Czy są zatrudniane dodatkowe osoby do pracy w gospodarstwie?
Nie, gospodarstwo prowadzę sam, jak jest potrzeba, to korzystam z pomocy taty. Przy sprawach biurowych – wypełnianiu wniosków, pomaga mi żona, która też razem ze mną jeździ na różnego rodzaju szkolenia.
Jaki sprzęt jest wykorzystywany w gospodarstwie?
W 2005 roku nabyłem dwa ciągniki w ramach złożonego w 2004 roku wniosku. Jak przesiadłem się ze starego ciągnika na nowy, to od razu nabrałem większego zapału do pracy. W 2007 roku starałem się jeszcze o kombajn, ale wtedy nie dysponowałem tym areałem, co dzisiaj – musiałoby to być ponad 100 ha. Dodatkowo część gruntów miałem w dzierżawie, których akurat umowy się kończyły i mój wniosek został odrzucony. Ponownie spróbowałem szczęścia w 2014 roku. Wtedy zakupiłem kilka przyczep, kosiarkę, pług, agregat, mniejszy ciągnik. To był dobry rok. Nie zawsze tak jest. W tym roku, własnymi siłami i ze swoich środków wybudowałem magazyn na zboże. W związku z dofinansowaniem na modernizacje gospodarstw o profilu zwierzęcym tj. na budowę nowych obór, wiele firm budowlanych wielokrotnie podwyższyło swoje ceny. Gdybym zdecydował się zlecić komuś tę budowę, to inwestycja, którą zaplanowałem o 150% przewyższyłaby zakładane koszty. I tak 50% robót wykonałem sam z pomocą kolegów, nawet dach.
Czy w tej chwili wyobraża Pan sobie jeszcze zupełnie inną pracę niż w gospodarstwie?
Żadnej pracy się nie boję, we własnym gospodarstwie raz jestem mechanikiem, raz spawaczem, a jak potrzeba to i murarzem. Jednak lubię sam decydować i bardzo cenię sobie niezależność, dlatego nie mógłbym u kogoś pracować.
Czy należy Pan do grupy producentów rolnych?
Nie, mimo licznych swego czasu spotkań informacyjnych w tej sprawie, nie znaleźli się chętni. Może jest to i dobre, ale nie wyobrażam sobie wykorzystywania jednego sprzętu przez wiele osób. Co swoje, to swoje.
Czy planuje pan korzystanie z kolejnych programów PROW? Co jeszcze chciałby Pan zmodernizować?
Z pewnością moją pracę na roli usprawniłby nowy, większy ciągnik… Prowadzenie gospodarstwa często wyklucza możliwość dłuższego wypoczynku.
Czy znajduje Pan chwilę na swoje własne zainteresowania?
Staram się tak rozplanowywać swoją pracę, żeby mieć jak najwięcej czasu dla żony i dzieci. Jednak dłużej jak na 3 dni nie wyjeżdżamy. W roku szkolnym dużo czasu zabiera dowożenie dzieci na różne zajęcia pozaszkolne. A jak już naprawdę mam dłuższą chwilę, to lubię popływać łódką, postrzelać z łuku sportowego…
Czy gospodarstwo stanowi główny dochód czy prowadzi Pan jeszcze jakąś inną działalność poza rolniczą?
Nie, wolę się skupić na jednym. Znam takich, którzy biegają z jednego miejsca w drugie, mają dziesiątki telefonów dziennie. Ale jak człowiek zaganiany i wszystko „na hura” to i o wypadek przy pracy nie trudno. Taka gonitwa, to nie w moim stylu. Wolę mieć mniej pieniędzy, za to więcej czasu dla siebie i bliskich.
Proszę powiedzieć jak Pan trafił w struktury Izby Rolniczej?
Jak Izby Rolnicze powstawały to p. Władysław Piasecki zorganizował spotkanie informacyjne w Trzebiechowie. W tych pierwszych wyborach, takich pełną parą, zostałem członkiem komisji wyborczej. W kolejnych latach szukałem nowych kandydatów do Izby, zbierałem podpisy. Ciężko było znaleźć chętnych. Prawda jest taka, że ludzie się tym nie interesują, a i rolników mało. Wreszcie na III kadencję zdecydowałem, że sam będę kandydował. Uważam, że warto być członkiem Izby. Jest okazja, czy to podczas posiedzeń rad powiatowych, czy przy większych spotkaniach np. Gali Lubuskiego Złotego Kłosa do spotkań z innymi rolnikami. Nawiązania kontaktów, wymiany doświadczeń, a czasami i odświeżenia starych znajomości szkolnych.
A czy pełni Pan jeszcze inne funkcje społeczne poza byciem członkiem Rady Powiatowej LIR?
Jestem radnym gminy w komisji rolnictwa i inwestycji.
Jak ocenia Pan wspólną politykę rolną UE?
Nie mogę się doczekać, kiedy wysokość polskich dopłat bezpośrednich zostanie wyrównana do tych, jakie otrzymują zachodni sąsiedzi. Nie podoba mi się także, że są narzucane różne kwoty mleczne, rolników temperują, karzą. Ja zawsze byłem nauczony, że to, co się wyprodukuje, to trzeba sprzedać.
Jak układa się współpraca z tutejszym KŁ?
Moje pola znajdują się w obrębie trzech różnych Kół Łowieckich. Pismo o szacowanie strat wysłałem tylko jeden jedyny raz. Stratowane miałem ok. 0,5 ha, a szkoda została tak nisko wyceniona, że dałem sobie spokój i nigdy już żadnego koła na szacowanie nie wołałem. Teraz jest tak, że jak coś się dzieje, np. jeleń zacznie robić szkody w rzepaku, to dzwonię, informuję, a koło interweniuje. Ponieważ sieję pszenicę wąsatą, nie mam większych szkód powodowanych przez zwierzynę leśną. A pola mam przy lasach. Dodatkowo do tematu podchodzę ze zdrowym rozsądkiem, wiadomo, że zwierzyna musi się przemieszczać, a jak zaczynają dziki rychtować pole, to znaczy, że jest robak w ziemi, a dla mnie to sygnał, że trzeba działać. Za to od paru lat większe szkody powodują ślimaki, które jednego roku zjadły mi 8 ha zboża do cna. Szczególnie żerują na polach, na których są mady i zauważyłem, że w takiej dużej ilości występują od powodzi w 1997 roku.
Przed ogrodzeniem stoją stare kamienie młyńskie, jaka jest ich historia?
Na tych terenach moja rodzina mieszka od zawsze. Tylko granice państwa się przesuwały, przez co moi przodkowie raz mówili po polsku a raz po niemiecku. Kiedyś na tych terenach wielu gospodarzy posiadało swój własny wiatrak. Moi przodkowie również. Jedyne, co po nim zostało, to właśnie koło młyńskie, które wykopałem i umieściłem, jako ozdobę obejścia.
Dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego.
A. Jędrzejko