REGIONALIZACJA TO WŁAŚCIWY KIERUNEK ROZWOJU POLSKIEGO ROLNICTWA
Przedstawiamy gospodarstwo rolne pana Andrzeja Kałek z miejscowości Lutol Suchy w gminie Brójce, gdzie mieszka wraz żoną Adrianną oraz synami: Bartoszem i Miłoszem. Pan Andrzej jest członkiem Międzyrzeckiej Rady Powiatowej LIR pierwszą kadencję, a od 7 lutego br. jej Przewodniczącym.
Proszę powiedzieć, jaka jest historia powstania gospodarstwa, jaka jest jego wielkość i specjalizacja.
Gospodarstwo otrzymałem w 1993 roku od dziadka. Wówczas liczyło ok. 13 ha, w tej chwili gospodaruję na 290 ha. Specjalizacją gospodarstwa jest produkcja roślinna i zwierzęca – indyki
w ilości ok. 100 tys. rocznie.
Dlaczego akurat chów indyków? Czy może Pański dziadek też prowadził taką produkcję?
Nie. Indykami zajmuję się od 5 lat. Pierwsza ferma była bardziej z przypadku, potem już celowo wybrałem taki rodzaj produkcji. Zaczynałem od dwóch kurników, teraz jest ich pięć. Od niedawna w prowadzeniu produkcji korzystam z dobrodziejstw współczesnej techniki: np. poprzez telefon oraz zainstalowanym kamerom i specjalnej aparaturze mam podgląd na bieżącą sytuację w kurniku. Widzę, jaka jest temperatura, wilgotność, ile paszy zostało zjedzonej. Stosunkowo niedawno zmodernizowałem w ten sposób kurniki i jestem z tego systemu bardzo zadowolony. Parametry, jakie są rejestrowane w postaci zużytej wody czy zjedzonego pokarmu, pozwalają ocenić czy stado rozwija się prawidłowo oraz szybko zareagować w przypadku pojawienia się jakiegoś stanu chorobowego.
Ile czasu wynosi chów indyka?
Od urodzenia jest to ok. 16 tygodni, natomiast ja biorę indyczkę odchowaną 4-5 tyg. U mnie jest ok. 11-12 tyg.
Czy hodowla drobiu jest opłacalna? Kto jest odbiorcą żywca?
Z opłacalności jestem zadowolony. Współpracuję z firmą niemiecką i cała moja produkcja trafia na tamten rynek.
Czy obawia się Pan ptasiej grypy? Czy Pańskie gospodarstwo zostało dotknięte przez tę chorobę w latach ubiegłych?
Na szczęście jeszcze nie miałem z nim do czynienia. Nasz rejon szczęśliwie został ominięty. Jednak obawy wiadomo, zawsze są. Podstawa to bioasekuracja, która ma ogromne znaczenie.
Jak przedstawia się bonitacja gleb i struktura zasiewów?
Głównie są to mozaiki. Od VI klasy do III, jednak tej ostatniej są niewielkie ilości. Uprawiam rzepak, pszenicę, pszenżyto.
Jakie plony Pan uzyskuje?
Plony są na średnim poziomie. Ostatnie dwa lata były szczególnie trudne w uprawie rzepaku. Przede wszystkim ze względu na zimny maj i wiosenne przymrozki, które dość znacznie odbijają się na plonach. Są one o ok. 30% niższe od zakładanych, biorąc pod uwagę planowe nawożenie.Po stosunkowo dobrych latach 2012, 2013, 2015 nadeszły gorsze. Pszenica i pszenżyto plonują na wyrównanym, w miarę przyzwoitym poziomie. Za wyjątkiem 2017 roku, gdzie choć plon był nie najgorszy, to co do jakości można było mieć dużo zastrzeżeń no i którego nie udało się w całości skosić. Oczywiście z powodu stojącej na polach wody i topiących się kombajnów.
Od wielu lat współpracuję z Napeną, dla której prowadzę poletka doświadczalne o areale ok. 8 ha-10 ha, gdzie sieję rzepak. Dzięki temu jestem na bieżąco z nowościami, co roku organizowane są u mnie Dni Pola.
Czy posiada pan wykształcenie rolnicze?
Tak. Ukończyłem Technikum Rolnicze w Bobowicku. Później poszedłem na zootechnikę, jednak miejski zgiełk był nie dla mnie i dość szybko zrezygnowałem ze studiów na rzecz pracy w gospodarstwie.
Czy są zatrudniane osoby do pracy w gospodarstwie?
Tak. Zatrudniam dodatkowo trzy osoby.
Jaki sprzęt jest wykorzystywany w gospodarstwie? Czy jest Pan samowystarczalny w tym względzie?
Praktycznie tak. Posiadam wszystkie niezbędne maszyny typu kombajny, ciągniki, siewniki, talerzówki.
Jakie inwestycje zostały podjęte w gospodarstwie, czy były związane z wykorzystaniem środków unijnych?
Tak skorzystałem z PROW 2007-2013 Modernizacja gospodarstw rolnych. Zakupiłem wówczas dwa ciągniki, pług i wały do pługa. W tej chwili ze względu na posiadany drób nie mam już szans na skorzystanie z takich środków.
Co sądzi pani o polityce rolnej naszego kraju?
Jestem za regionalizacją i uważam, że takie podejście jest właściwe i w tym kierunku powinna pójść polityka rolna naszego kraju. Nie można w tych samych kryteriach oceniać województwa podlaskiego i lubuskiego czy zachodnio-pomorskiego. Szczególnie, biorąc pod uwagę areał gospodarstw. To są zupełnie inne światy, inna specyfika rolnictwa.
U nas było zdecydowanie łatwiej z zakupem ziemi, szczególnie w okresie, kiedy inni poszukiwali innych możliwości zarobku. No i zdecydowanie za dużo jest biurokracji. Mimo, iż zlecam prowadzenie księgowości, to przygotowywanie całej dokumentacji zajmuje bardzo dużo czasu. Dosłownie często trudno zająć się tą właściwą pracą w polu i tym, co tak naprawdę człowiek umie.
W tym roku ARiMR wprowadza obowiązek składania wniosków drogą elektroniczną. Sądzi Pan, że to ułatwienie dla rolników?
Trudno ocenić. W zeszłym roku jeszcze z tego nie korzystałem. Mam wątpliwości czy to ruszy bez problemów, patrząc na różnego rodzaju wcześniejsze programy niekoniecznie zresztą związane z rolnictwem. Najważniejsze by system się nie blokował. Dodatkowo nie dla każdego posługiwanie się komputerem, jako narzędziem pracy, jest prostą czynnością, dla wielu jest to kłopotliwe.
Co sądzi Pan, o wprowadzonej ustawie dot. zmian w obrocie ziemią.
20 lat za późno. Sam zamysł ustawy jest słuszny, jednak z pewnością jest w niej dużo do poprawienia. Np. areały do 3 ha nie powinny podlegać opinii KOWR-u. Chciałbym również mieć możliwość dokupienia ziemi w obrocie prywatnym i przekroczenia 300 ha. Przy nabywaniu gruntów ze skarbu państwa te 300 ha niech zostanie, ale w obrocie prywatnym, gdzie wszystkim obrót ziemią jest na rękę, to działanie nieuzasadnione. Uważam, że jest to ograniczanie prywatności.
Czy, jak wielu rolników, Pan również z niecierpliwością czeka na zmiany w ustawie Prawo Łowieckie? Jak układa się współpraca z tutejszym KŁ?
To temat „morze”, bardzo trudny dla obu stron i dla rolników i dla myśliwych, a znalezienie kompromisu będzie wymagało wiele wyrozumiałości i długich rozmów. Tutaj często obie strony mają rację.
Przy areale jaki posiadam, szkody zawsze gdzieś występują; na współpracę z Kołami nie narzekam. Oczywiście wolałbym nie mieć szkód i nie otrzymywać odszkodowań, ale tak się nie da. Jeszcze nie było takiej szkody, by Koło wypłaciło odszkodowanie, a rolnik dalej nie był stratny. Bo nigdy nie da się tak oszacować, by pokryć wszystkie zniszczenia. Np. dziki potrafią w taki sposób zbuchtować pole, na którym akurat nie ma uprawy, że rekultywacja gruntu jest bardzo droga i trudna, niszczy się sprzęt. A to nie podlega odszkodowaniu, bo nie było uprawy. Tak samo jest z pryzmami sianokiszonki. Kiedy dziki porozrywają folię, następują procesy gnilne. Tych strat też nikt nie rekompensuje.
Jest Pan pierwszą kadencję w Lubuskiej Izbie Rolniczej. Jak to się stało, że został Pan jej członkiem?
Długo broniłem się przed wstąpieniem w jakiekolwiek struktury. W końcu jednak dałem się namówić i zostałem radnym komisji rolnictwa,
co z kolei stało się przyczynkiem do wystartowania w wyborach do Izby.
Dodatkowo od niedawna jest Pan Przewodniczącym Międzyrzeckiej Rady Powiatowej LIR. Jak odnajduje się Pan w tej roli? Czy wprowadzi Pan jakieś zmiany w funkcjonowaniu Rady?
Tak, zostałem Przewodniczącym Rady. Przyznam, że jestem zaskoczony wynikiem wyborów. Zawsze to jakaś nowa sytuacja, z którą trzeba się zmierzyć. Co do zmian, to uważam, że Rady Powiatowe powinny się częściej spotykać, przynajmniej raz na dwa miesiące. Wiadomo, że mniejsze szanse na spotkania są w okresie wzmożonych prac polowych, jednak jak pokazał rok 2017, warto właśnie wtedy spotykać się, by na bieżąco podejmować próby rozwiązania pojawiających się problemów.
A jakie jest Pana zdanie nt. Izb Rolniczych?
Wielka szkoda, że jest instytucją tylko opiniotwórczą. Niestety, póki co, wszyscy się napracują, a w efekcie końcowym wydana opinia niezależnie od tego czy jest pozytywna czy negatywna pozostaje tylko opinią, z którą często nie liczą się inne instytucje i urzędy. Gdyby opinie Izby były wiążące, znacznie podniosłoby to jej rangę. Niestety, my tego nie zmienimy.
Czy pełni Pan jeszcze inne funkcje społeczne poza wymienionymi?
Działam jeszcze w Ochotniczej Straży Pożarnej, w której jestem Naczelnikiem.
Prowadzenie gospodarstwa często wyklucza możliwość dłuższego wypoczynku. Jak to jest u Pana?
Trudno zostawić gospodarstwo. Najczęściej udaje się nam wyjechać zimą na parę dni, weekendowo, jak np. w te ferie. Ale takie wypady to często dosłownie raz w roku. Jak w przysłowiu „pańskie oko konia tuczy”, dlatego wolę sam wszystkiego doglądać i „trzymać rękę na pulsie”. Tym bardziej, że jak tylko wyjeżdżam pojawiają się jakieś awarie, usterki i problemy. Złośliwość rzeczy martwych.
Dziękuję ślicznie za rozmowę i życzę powodzenia w dalszym rozwoju gospodarstwa.
Aneta Jędrzejko