DOBRA ORGANIZACJA PRACY I SKRUPULATNOŚĆ, TO PODSTAWA PRZY PRODUKCJI MATERIAŁU SIEWNEGO
Przedstawiamy gospodarstwo rolne Pana Kazimierza Ostrowskiego, który wraz z żoną Łucją i synem Michałem, prowadzi rodzinne gospodarstwo we wsi Złotnik, gm. Żary. Pan Kazimierz to typowy społecznik: sołtys, radny gminy, członek zarządu OSP… W strukturach Lubuskiej Izby Rolniczej jest I kadencję. Laureat tegorocznej edycji konkursu Lubuski Złoty Kłos.
Proszę powiedzieć, jaka jest historia powstania gospodarstwa, jego wielkość i specjalizacja.
Gospodarstwo otrzymałem po rodzicach w 1980 roku. W 1983 ożeniłem się i od tej pory wraz z żoną zaczęliśmy gospodarzyć na zupełnie własny rachunek. Mamy troje dorosłych już dzieci – córkę i dwóch synów. Rodzice, podobnie jak większość mieszkańców Złotnika pochodzą z Kresów Wschodnich. Po osiedleniu się otrzymali w sumie 8 ha ziemi, później systematycznie gospodarstwo powiększali. To było typowe gospodarstwo rolne – odpowiednie do ówczesnej koniunktury. Obecnie areał gospodarstwa wynosi 28 ha, plus dzierżawy. Mam czworo rodzeństwa, jednak pierwotnie tylko ja zdecydowałem się pozostać na wsi. Po 10 latach pracy w Żarach, o zajęciu się rolnictwem zdecydował również najmłodszy z braci. Od 1992 roku nasze gospodarstwo specjalizuje się w wytwarzaniu materiału siewnego.
Co skłoniło pana do pójścia w tym kierunku?
Lata 90-te to zmiany ustrojowe. PGR-y, które specjalizowały się w produkcji materiału siewnego zostały zlikwidowane. ODR wystąpił z inicjatywą wyszukania rolników, którym zaproponowano produkcję materiału siewnego. Na początek otrzymaliśmy po 200 kg pszenicy na 1 ha. W ślad za tym szła cała procedura, dokumentacja, żeby móc wytwarzać materiał siewny. Ponieważ przy tego typu uprawach należy dołożyć więcej staranności, po kilku latach wielu rolników się wycofało. I tak – z pierwotnej liczby 50-ciu rolników biorących w tym udział (na całe ówczesne województwo zielonogórskie), na dzień dzisiejszy czynnie działających, zostało nas kilku. Ponieważ po czyszczeniu zboża zostają odpady – połówki ziaren, jakiś poślad, który można wykorzystać na paszę, zdecydowaliśmy się na kilka sztuk bydła mięsnego. Z hodowli trzody chlewnej zrezygnowałem ze względu na bardzo niepewny rynek. Ceny bydła są zdecydowanie bardziej stabilne.
Czy każdy rolnik może się u Pana zaopatrzyć w nasiona? Jakimi nasionami w tej chwili Pan dysponuje? Jak wygląda produkcja materiału siewnego?
Jak najbardziej każdy rolnik może u mnie zakupić materiał siewny. W tej chwili ze zbóż ozimych posiadam pszenżyto i pszenicę. Nie mogę sobie pozwolić na uprawę wielu rodzajów zbóż ze względu na niewielki areał jakim dysponuję. Czasami to są dwie pszenice i pszenżyto, a czasami odwrotnie – dwa pszenżyta i jedna pszenica. Z jarych jedna odmiana pszenicy, a także jęczmień i łubin.
Jestem członkiem Wojewódzkiego Zespołu PDO (Porejestrowe Doświadczalnictwo Odmianowe). Jeżeli pojawia się nowa odmiana w Krajowym Rejestrze odmian gatunków roślin uprawnych, zapoznaję się szczegółowo z jej charakterystyką, wymaganiami i warunkami uprawy. Potem zamawiam materiał bazowy i obserwuję jak sprawdza się na moich polach. Jeżeli u mnie się uda, na słabych glebach, w przedziale IV-VI klasy, to wiadomo, jest większa szansa, że u okolicznych rolników także. Najbardziej zwracam więc uwagę na wymagania glebowe rośliny i jej zimotrwałość.
W przypadku ozimin, na wiosnę składam wniosek o lustrację. Kiedy wszystko jest dobrze otrzymuję świadectwo oceny polowej. Po zbiorach odbywa się czyszczenie, a potem znów urzędowe badanie prób i ocena nasion. Po otrzymaniu świadectwa przystępuję do ich zaprawiania, później je workuję, zaszywam i etykietuję. Dopiero wtedy są gotowe do sprzedaży. Przy tego rodzaju produkcji bardzo trzeba uważać, czyścić sprzęt, kombajny, żeby czegoś nie pomieszać. Trzeba być dobrze zorganizowanym i bardzo skrupulatnym. W tej chwili działam w przeznaczonej do tego stodole, jednak żeby usprawnić cały proces technologiczny, planuję wraz z synem budowę odpowiedniego pomieszczenia gospodarczego. Niestety wszystkie procedury z tym związane przedłużają się. Sprawę komplikuje tzw. ruralistyczny układ wsi i podleganie pod konserwatora zabytków…
Czy planuje Pan powiększenie gospodarstwa?
Potencjał roboczy i sprzętowy posiadam. Niestety w tej okolicy nie ma możliwości zakupu ziemi. Wszystko jest w prywatnych rękach i nie ma chętnych do sprzedaży. Pozostaje jedynie dzierżawa. W tej chwili zakup czy dzierżawa ziemi, to już bardziej kwestie syna, startującego jako młody rolnik, któremu w przyszłości planuję przekazać gospodarstwo.
Czy prowadzą Państwo jakąś inną poza rolniczą działalność? Może żona pracuje zawodowo w zupełnie innej branży?
Nie. Od samego początku jesteśmy typowymi rolnikami utrzymującymi się tylko i wyłącznie z rolnictwa. Ani ja, ani żona nigdy nie pracowaliśmy w innych zawodach. Można powiedzieć, że zaraz po ukończeniu szkół rozpoczęliśmy pracę w gospodarstwie.
Jakie inwestycje podjął Pan w gospodarstwie, czy były związane z wykorzystaniem środków unijnych? Czy planuje Pan korzystanie z kolejnych programów PROW?
Skorzystałem z pomocy na operację „Modernizacja gospodarstw rolnych”. Obecnie realizuję jeszcze program rolnośrodowiskowy. Myślę, że
w kolejnych programach weźmie już udział syn.
Czy należy Pan do grupy producentów rolnych?
Tak. Osiem lat temu pojawił się pomysł stworzenia grupy pod nazwą „Żarski len”. Kiedyś na tych terenach dominowały uprawy lnu włóknistego. Z czasem zostały ona zamienione na len oleisty. To właśnie stworzyło bazę do założenia naszej grupy skupiającej producentów zbóż i roślin oleistych. W sumie jest nas ośmiu rolników. Oficjalnie, jako zarejestrowana grupa działamy od 2016 r.
Zachęcałby Pan innych do założenia grupy producenckiej?
Tak. Choć jej założenie i prowadzenie jest zbyt zbiurokratyzowane. Czasami mam wrażenie, że więcej czasu człowiek siedzi w dokumentach niż poświęca na produkcję. Na pewno łatwiej można sprzedać swoje plony czy korzystniej zakupić materiał np. środki ochrony roślin. Plusem działania w takiej grupie jest z pewnością możliwość wymiany doświadczeń.
Jak w takim razie przedstawia się struktura zasiewów w gospodarstwie?
Na ok. 25 ha uprawiam zboża, na 6-8 ha rzepak, po 5-6 ha lnu i łubinu, a na 1 ha ziemniaki. Reszta to łąki.
A jak na tych terenach i Pana polach wyglądają kwestie szkód łowieckich i co Pan sądzi o nowej ustawie prawo łowieckie?
Niestety pól nie mam w jednym kompleksie, są one bardzo porozrzucane, przez co odpada ich grodzenie. Na przestrzeni ok. 20 lat z kołem łowieckim miałem dwie sprawy sądowe. Nie chodziło w nich o samą, niewielką tak naprawdę, sumę odszkodowania, tylko o zmianę podejścia koła do rolnika. Na chwilę obecną nie mogę narzekać. Jak pojawiają się szkody, przyjeżdżają, szacują. Odszkodowanie wypłacają jak za zwykłe uprawy. Dopiero, kiedy uzyskuję odpowiednie dokumenty i świadectwa, że dany surowiec jest materiałem siewnym – otrzymuję od koła wyrównanie. Uważam, że zmiana dotycząca składu komisji szacującej, jaką wprowadziła nowa ustawa, nie była zła. Udział przedstawiciela gminy, jako przewodniczącego komisji, który nie był stroną, był dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej u mnie, w szacowaniu ziemniaka ta zmiana się sprawdziła. Szkoda, że głos izb rolniczych przy tworzeniu tej ustawy nie był wzięty pod uwagę. Na początku wszystko szło w dobrym kierunku i dobrze się zapowiadało, potem jednak lobby myśliwskie okazało się silniejsze.
W tym roku wszyscy rolnicy borykają się z klęską suszy. Jak Pan ocenia swoje zbiory, czy są dużo niższe?
W ogólnej ocenie zbiory zbóż są niższe o jakieś 20-25%. Najgorzej było w ziemniakach, których plony w ostatnich latach oscylowały w granicach 40-50 ton/ha, w tym roku wyniosły 25 ton. Bardzo duży spadek był na łąkach. Szybko musiałem podjąć decyzję, co tu zredukować, żeby paszy wystarczyło dla, niewielkiej w sumie, hodowli bydła. I tak, mimo posiadanych zapasów z poprzedniego roku, część zboża musiałem przeznaczyć na paszę. Współczuję tym, co mają duże stada. Niestety klimat się zmienia i chyba wszyscy musimy się nauczyć żyć i gospodarzyć przy braku wody. Np. starać się tak dopasowywać zabiegi polowe, żeby nie przesuszać ziemi. Stare zasady i zalecenia jak np. stosowanie pługu, potem podorywki, brony, siewnika, znów brony, trzeba modyfikować. Te cztery zabiegi, przy użyciu innego sprzętu, spokojnie można skrócić do dwóch.
Czy do pracy w gospodarstwie zatrudniane są jakieś dodatkowe osoby?
Gospodarstwo jest typowo rodzinne. Główne prace wykonuję ja z synem, pomaga także brat. W sezonie żniwnym także zięć. Nikogo nie zatrudniam, bo nie ma takiej potrzeby, a wszelka praca oferowana przez kogoś z zewnątrz opiera się na obopólnej sąsiedzkiej pomocy.
Kto w gospodarstwie pilnuje wszystkich dokumentów, składa wnioski?
Wszystko robię sam. Całą dokumentację związaną z produkcją materiału siewnego, prowadzenie rachunkowości rolnej, tzw. JPK, pisanie wniosków o płatności… Jedynie przy wchodzeniu do nowych programów korzystałem z pomocy ODR. Cenne są dla mnie wszelkie spotkania, podczas których człowiek może się czegoś nauczyć, np. bardzo podobał mi się wykład Romana Włodarza – prezesa Śląskiej Izby Rolniczej nt. VAT-u w rolnictwie podczas tegorocznej Debaty Rolnej.
Jakie funkcje społeczne poza byciem członkiem Żarskiej Rady Powiatowej LIR Pan pełni?
Drugą kadencję jestem sołtysem wsi Złotnik, przez pięć kadencji byłem radnym gminy. Ostatnie wybory przegrałem jednym głosem. Zobaczymy jak tym razem mieszkańcy zdecydują (w tegorocznych wyborach pan Kazimierz dostał się do Rady Gminy – przyp. red.). W latach 90-tych zostałem prezesem OSP – na wiosnę tego roku minęło 28 lat.
A jak to się stało, że mieszkańcy Złotnika zdecydowali się na udział w konkursie „Najpiękniejsza Wieś Lubuska”?
W 2012 roku ten tytuł w naszej gminie zdobyły Mirostowice Dolne. To nam przybliżyło zasady udziału w tym konkursie – co jest wymagane, czym kieruje się komisja przy ocenie. Poczuliśmy, że w związku z działaniem w naszej wsi wielu różnych organizacji i grup, mamy szansę na zajęcie wysokiego miejsca. Jest u nas KGW, Zespół Śpiewaczy „Chabry”, OSP, Grupa Teatralna „Tak czy siak”, Zespół Górali Czadeckich. Mamy cały kalendarz imprez. Począwszy od styczniowego Dnia Babci i Dziadka, Dniu Strażaka, Dniu Św. Krzysztofa, podczas którego organizujemy festyn ze zbiórką pieniędzy na remont kościoła, dożynki, Narodowe Święto Niepodległości, „Mikołajki” i wiele innych, po Sylwestra. Postanowiliśmy zaprezentować te swoje działania. Odpowiednio przygotowani, wystartowaliśmy do tego konkursu w 2014 roku i zdobyliśmy I miejsce. Komisja była mile zaskoczona, i tym, jak wiele się u nas dzieje i ogólnie całym otoczeniem, które wpływa na wygląd naszej wsi. Mamy np. ładny plac zabaw i największą w gminie świetlicę wiejską, o budowę której jako mieszkańcy zadbaliśmy praktycznie sami, bez wsparcia z zewnątrz.
W zeszłym roku Złotnik obchodził 70-lecie osadnictwa…
Tak. Wszyscy mieszkańcy pochodzą z Kresów Wschodnich. Około 70% mieszkańców pochodzi z Bukowiny (Rumuńskiej i Ukraińskiej), część spod Rzeszowa, z Czech. Wielu zna się od dziada pradziada. Tak jak moi rodzice, którzy pochodzą z jednej miejscowości. My – ja i żona też poszliśmy w ślady naszych rodziców. Daleko się nie szukaliśmy – oboje pochodzimy ze Złotnika.
A tradycje? Czy są przekazywane?
Pomału jest z tym problem, ponieważ dużo młodych ludzi wyjechało i wyjeżdża nadal za pracą za granicę. Jeszcze dopóki się uczą, to tak – chętnie uczestniczą w życiu wsi. Potem jednak uciekają. Na ponad 900 mieszkańców ok. 130 pracuje poza granicami kraju.
Czy mają Państwo szansę na dłuższy wypoczynek? Udaje się wyjechać, choć na parę dni?
Dzięki temu, że syn mieszka z nami, mamy taką możliwość. Jednak nie są to długie wypady. W tym roku wyjechaliśmy na 3 dni nad morze. To raczej ja mam ciągoty, żeby gdzieś wyjechać, żona jest domatorką. Nie wiem jak będzie z wykorzystaniem nagrody – vouchera otrzymanego wraz ze statuetką Lubuskiego Złotego Kłosa. Chyba trudno mi będzie namówić żonę (śmiech). Teraz cały nasz wolny czas kręci się wokół rodziny, dzieci i trojga wnucząt, które odwiedzają nas co niedzielę, a także spędzają u nas wakacje.
Dziękuję Panu bardzo za rozmowę, gratuluję zdobycia statuetki Lubuskiego
Złotego Kłosa i życzę dalszych sukcesów, zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym.
Aneta Jędrzejko