Główna » Aktualności

GOSPODARZ Z ZAMIŁOWANIA

Autor: Red. dnia 20 maja 2013

Przedstawimy gospodarstwo, naszego delegata, Wojciecha Dereń z Lubiechni Wielkiej, gm. Rzepin, powiat Słubicki. Pan Wojciech jest drugą kadencję delegatem Lubuskiej Izby Rolniczej.  Gospodarstwo rolne prowadzi równolegle z bratem Bronisławem.

Proszę opowiedzieć genezę gospodarstwa, jaki Pan ma aktualnie areał oraz jaka jest specyfikacja gospodarstwa.

W 1947 roku na te ziemie przyjechali moi dziadkowie od strony taty. Otrzymali tu Aktem Nadania gospodarstwo 12 hektarowe, w zamian za mienie pozostawione na byłych terenach Polskich – Kresach. W 1981r. przekazali je moim rodzicom. Grażyna i Krzysztof powiększyli je do 36 hektarów i wyposażyli w nowy sprzęt gdzie gospodarzyli do 2005 roku. W 1999 roku otrzymałem część gospodarstwa na własność. Rodzice podzielili gospodarstwo przekazując mi oraz bratu ziemię i sprzęt towarzyszący. Mój start, podobnie jak rodziców był dzięki temu łatwiejszy i możliwy. Aktualnie mamy z bratem łączenie 140 ha. Najdalej położone grunty znajdują się około 6 km od domu, zatem można powiedzieć, że mamy grunty położone koło domu. Prowadzimy produkcję roślinną, głównie rzepak, pszenicę i kukurydzę. Jeszcze do niedawna mieliśmy również hodowlę trzody chlewnej. Hodowaliśmy od 150 do 300 sztuk, spełnialiśmy wymogi weterynaryjne, ale ze względu na brak zakładów przetwórstwa mięsnego skupujących trzodę na naszym terenie zlikwidowaliśmy produkcję.

 Czy tegoroczna długa zima wpłynęła w jakiś sposób na wegetację roślin w Pana gospodarstwie? 

Ciężko na chwilę obecną to ocenić. Na pewno rzepaki są mocno opóźnione, bo corocznie 3 maja u nas rzepaki kwitły w pełni. W tym roku jeszcze daleka droga do zakwitnięcia. Przypuszczam, że o dwa tygodnie na pewno będą opóźnione żniwa.

Jak Pan ocenia rynek rolny? Na dzisiaj trudno przewidzieć jak będzie się kształtował rynek zbytu w tym roku.

Na chwilę obecną nie mamy nic pewnego. Wszystko bazuje na giełdach zachodnich. Rynek ukształtuje się w zależności od plonów i zbiorów jakie będą w tym roku. Poprzednie lata nie były złe jeżeli chodzi o cenę produktów. Ceny były w miarę przyzwoite. W przyszłym roku ceny na pewno pójdą do góry jeżeli spełni się plan, że nie będzie zwrotu akcyzowego. A najgorsze jest jednak to, że w tym wszystkim najczęściej zarabia pośrednik a nie rolnik, i oczywiście zależni jesteśmy od pogody.

 Czy korzystał Pan z funduszy unijnych?

Korzystałem. W 2008 roku dzięki programowi na lata 2007-2013 „Modernizacja gospodarstw rolnych” zakupiłem kombajn oraz ciągnik. Ciągle inwestuję w gospodarstwo. Ostatnio zakupiłem nowy traktor New Holand,  który sfinansowałem z kredytu dla młodych rolników. Jest to głównie cały sprzęt, który potrzebny jest do pracy w polu, dlatego postanowiłem, że stary sprzęt w całości sprzedam i zaoszczędzę na remontach.

Jak Pan ocenia politykę rolną?

Uważam, że jeżeli już są środki unijne dla rolnictwa to powinny być one bardziej udostępnione dla rolników i osób, które chcą je pozyskać. Dla mnie jest to bardzo niezrozumiałe dlaczego my do budżetu unii płacimy ogromne pieniądze, a korzystamy z tego w stopniu minimalnym i jeszcze trzeba książkę napisać, aby dostać dofinansowanie. W innych państwach mogą złożyć podanie na dwóch- trzech kartkach i albo jest projekt zgodny z założeniami i wymaganiami, albo nie. U nas pod tym względem jest tragedia. Musimy brać firmy, korzystać z konsultacji w ODR-ach, bo inaczej człowiek nie jest w stanie sam dobrze napisać wniosku. Raz, że ze względu na przepisy, a dwa, że to zajmuje bardzo dużo czasu a praca w polu sama się nie wykona. W Niemczech mają inne przeliczniki i nigdy nie będziemy ich w stanie dogonić wysokością dofinansowania, a wnioski mają proste do wypełnienia. Świadczy to o tym, że można ułatwić życie rolnikom, ale czy w Polsce jest to realne? Tu tylko się ciągle mówi ile to rolnik ma pieniędzy, dopłat, jaki jest bogaty.  Wiele osób o tym mówi, ale jeszcze nie widziałem, aby ktoś z nich wziął się za gospodarowanie. Chciałbym, aby te osoby spróbowały gospodarowania od podstaw, czyli napisały dobrze wniosek, zakupili sprzęt, spłacali kredyty, dzierżawili pola i pracowali na gospodarstwach. Nie jest to coś nieosiągalnego. Nikt nikomu nie broni być rolnikiem skoro to taki dochodowy zawód.

Jak Panu pracuje się na gospodarstwie? Czy widziałby się Pan w innym zawodzie niż rolnik?

Z wykształcenie jestem technologiem drewna, a gospodaruję z zamiłowania. Są dwie dobre strony pracy we własnym gospodarstwie. Po pierwsze robię to co lubię, a po drugą pozytywną rzeczą jest to, że nikt nade mną nie stoi, nikt mnie nie goni. Sam jestem sobie szefem i to mi odpowiada. Czasem bywa tak, że jadę rano i wracam późno wieczorem a nawet w nocy. A na drugi dzień np. gdy są silne opady nie jadę wcale i to mi odpowiada. Kontynuuje rodzinne tradycje gospodarzenia, i jestem trzecim pokoleniem rodziny Dereń, która nieprzerwanie od 66 lat pracuje na roli.

Jadąc do Pana zauważyłam, że buduję się w okolicy farma wiatrowa.

Tak. Na razie są to tylko trzy wiatraki, ale w najbliższym czasie ma powstać duża 29-cio wiatrakowa farma u nas na terenie. Stacja transformatorowa jest już postawiona i to wszystko linią przesyłową będzie szło do Sulęcina. Mamy już w okolicy mniejszą farmę wiatrową w Golicach u pana Pietrowa, ale to jest trochę mniejsza niż ta co ma być w naszej okolicy.

Czy wg Pana jest to dobre rozwiązanie?

Nie jestem fachowcem w tej dziedzinie. Wszystko okaże się jak zacznie funkcjonować. Według mnie jest to dobre rozwiązanie.

Czy widzi Pan potrzebę organizowania wyjazdów studyjnych?

Tak. Potrzeba jest duża. Podczas takich wyjazdów rolnicy bardziej się uświadamiają, poznają wiele nowych ciekawych rozwiązań dla rolnictwa. Nie jest to jedyna korzyść. Będąc na takich wyjazdach można też zauważyć, iż mimo dużo mniejszych dopłat nasze rolnictwo bardzo dobrze sobie radzi. Nasze gospodarstwa są często na podobnym poziomie jak u zachodnich sąsiadów, a czasem nawet lepszym. Więc na pewno przy tak niskich dopłatach można śmiało powiedzieć że nasze rolnictwo nie ma się czego wstydzić. Byłem również we Francji. Tam jednak jest inny klimat, inna produkcja. Trudno porównać te dwa kraje. Jedyne czego powinniśmy się nauczyć od sąsiadów to innej mentalności. Rolnicy są ze sobą bardziej zżyci. Jeden produkuje prosiaki, drugi tuczniki, trzeci ma usługi i to się wiąże, a u nas niestety do tego jeszcze nie dojrzeli rolnicy.

Jakie ma Pan hobby poza rolnictwem?

Motoryzacja. Bardzo lubię motory i szybkie samochody. Aktualnie moją pasją jest łowiectwo. Jeszcze nie jestem członkiem żadnego koła łowieckiego. Jestem niestowarzyszony, ale nawiązałem bardzo dobrą współpracę z OHZ  Maniszewo i z kołem łowieckim „Jeleń” w Rzepinie. Wczoraj pomagałem w kole łowieckim obsiewać poletka zgryzowe dla zwierzyny a zimą dokarmiam zwierzynę leśną, zbożem i ziemniakami z własnego gospodarstwa.

Czy występują u Pana szkody łowieckie?

Są szkody, ale walczymy z tym. Współpraca z w/w instytucjami łowieckimi jest bardzo dobra, nie narzekam.

Myśli Pan, że to jest dobre rozwiązanie być i rolnikiem i myśliwym jednocześnie?

Bardzo dobre. Według mnie powinno być tak od dawna. Jeżeli zwierzyna pasie się na naszych polach, robi szkody to moim zdaniem powinno być 3-4 rolników wprowadzonych w to żeby być myśliwymi i pomóc pilnować zwierzynę. Tu nie chodzi o to, aby sobie postrzelać tylko pomóc, bo zwierzynę trzeba przypilnować. Koła łowieckie też powinny ze swej strony robić więcej poletek, aby zwierzynę zatrzymać w lesie.

Będąc u Pana jestem również w gospodarstwie agroturystycznym. Proszę opowiedzieć o „Dereniówce”.

U nas są trzy gospodarstwa równolegle. Moje, brata i gospodarstwo agroturystyczne, które prowadzi mama. Gospodarstwo zostało zarejestrowane w 2006 roku. Aktualnie mamy 3 pokoje dla gości. Dla gości zawsze jest przygotowana kuchnia domowa, mama piecze ciasta i gotuje na starej, zabytkowej  kuchni kaflowej, która pochodzi z około 1870-1890 roku z dolnej Saksonii. Mamy piec chlebowy, w którym mama piecze chleb. Aktualnie przed domem jest przygotowane miejsce do zabawy dla dzieci i budujemy piec chlebowy, wędzarnie i piec tradycyjny do suszenia grzybów i owoców.

Wiem, że na listę produktów tradycyjnych jest wpisany „Schab Tradycyjny Słubicki”. Jakie inne potrawy zostały zgłoszone do produktów regionalnych?

Dziadkowie mamy pochodzą z kresów. Przekazali jej przepisy, a teraz mama postanowiła, że zarejestruje swoje produkty. Jest inicjatywa, jest chęć to trzeba działać. Aby tego dokonać trzeba trochę poczytać książek, dokumentacji z wymogami. Wypisać wniosek, trzeba mieć opinię etnografa, udokumentować związek z regionem, tradycję wytwarzania ponad 25lat, brać udział w konkursach mieć wiedzę związaną z tematem i można zarejestrować własne produkty, aby promować nasze województwo. Inne województwa mają po 30 i więcej zarejestrowanych produktów, a my mamy na chwilę obecną 14. To dlaczego nie. Każdy ma prawo zgłosić i zarejestrować co chce. Jeżeli to udokumentuje według wymogów. Oprócz Schabu Tradycyjnego Słubickiego mama zarejestrowała również chleb domowy na zakwasie. Opracowane do rejestracji oczekują następne 3 produkty.

Kto w domu jest miłośnikiem antyków?

Mama. A tutaj wisi świeżo uszyty strój. Jest to jest połączenie stroju wielkopolskiego z brandenburskim, który jest najprawdopodobniej wizerunkiem stroju lubuskiego. Przyda on się mamie, gdy będzie reprezentować lubuskie podczas konkursu Historyczne Gotowanie, który odbędzie się jesienią w Niemczech. W zeszłym roku konkurs ten odbył się w Bogdańcu. Temat  to Dożynki na przełomie 1900- 1914 r., podczas których będą przygotowywane potrawy. Na początku trzeba będzie krzesiwem rozpalić sobie ogień jak w tamtych czasach, a potem jest cały dzień gotowania. Jest to bardzo ciekawa polsko-niemiecka inicjatywa, dla pasjonatów i miłośników Staropolskiej kuchni.

Jak wygląda życie na wsi?

Wieś liczy sobie około 300 mieszkańców. Jest u nas trzech większych rolników i kilu mniejszych.  Wieś jest bardzo słabo aktywna. Z 40 rolników, których było kiedyś we wsi zostało nas 5-6. Zostali tylko ci, którzy już mają emerytury, ale nie wyobrażają sobie życia bez pracy na roli. Zostali z zamiłowania na gospodarce. Przykre to jest, że jest coraz mniej rolników, tutaj należy przypomnieć że w latach 70-tych ta wieś – słynęła w okolicy z pracowitych i zamożnych gospodarzy, za tym stoi ogromna praca, a przecież wtedy nie było żadnych dopłat, prywatny rolnik nie miał łatwego życia.

Dziękuję za rozmowę
Anna Słowik

GALERIA:

Digg this!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!
  Copyright ©2024 Lubuska Izba Rolnicza, wszystkie prawa zastrzeżone.