HODOWLA NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE
Przedstawiamy sylwetkę rolnika – hodowcy Sławomira Ślozowskiego, który wraz z małżonką Krystyną prowadzi gospodarstwo w miejscowości Samsonki w gminie Zbąszynek w powiecie świebodzińskim. Rodzinę uzupełniają dzieci: córki Eliza i Laura oraz syn Albert. Specjalizacja gospodarstwa to produkcja mleka otrzymywanego od krów rasy HF.
Samsonki to niewielka wieś, licząca osiem numerów, leżąca przy granicy z województwem wielkopolskim w otoczeniu łąk i lasów z dala od miejskich zgiełków, stąd moje pierwsze pytanie:
Jak zaczęła się „przygoda” z rolnictwem i dlaczego akurat w tym miejscu?
Zanim zacznę opowiadać o sobie muszę powiedzieć, że znajdujemy się na tak zwanych ziemiach odzyskanych, czyli ziemie te przed drugą wojną światową nie leżały w granicach Polski. W związku z tym moja rodzina przybyła na te tereny jak większość mieszkańców naszego województwa. Moi dziadkowie po przybyciu szybko zrozumieli, że w takim miejscu, gdzie są tak słabe gleby i użytki zielone położone niedaleko gospodarstwa można prowadzić tylko hodowlę bydła mlecznego, aby się utrzymać. Tego samego zdania byli moi rodzice, którzy przejęli gospodarstwo w latach 60-tych ubiegłego wieku i pro-wadząc je przez 35 lat bardzo mocno, jak na owe czasy, je zmodernizowali i powiększyli. Warto byłoby tu wspomnieć np. o wybudowaniu nowej obory na 40 krów, o zainstalowaniu dojarki i wielu innych rzeczy, o których długo można by opowiadać. Ja przejąłem gospodarstwo w 1997 roku, co jednocześnie zbiegło się z przedwczesną śmiercią mojego ojca, więc w wieku 19 lat zostałem rzucony na głęboką wodę. W momencie przejęcia gospodarstwa stado liczyło ok. 30 krów mlecznych i 39 ha ziemi. Początki nie należały do najłatwiejszych, musiałem nauczyć się sam podejmować trafne decyzje. Niemniej jednak szybko nauczyłem się co w hodowli krów mlecznych jest ważne. Tak więc śmiało mogę powiedzieć, że nasze gospodarstwo zawsze było i jest związane z hodowlą bydła mlecznego. Z tą różnicą, że na samym początku była jedna dojna krowa przywieziona z kresów, a na chwilę obecną jest ich przeszło 150.
Ile krów obecnie jest w gospodarstwie?
Wszystkich zwierząt – tj. z wszystkich grup wiekowych – jest ok. 400 szt., natomiast krów razem z zasuszonymi jest 180 szt., w doju 150 szt. W naszym gospodarstwie hodujemy krowy rasy HF. Wszystko co jest związane z hodowlą, robimy na najwyższym poziomie, mam tutaj na myśli dobór buhajów do stada krów po uprzednim zgenomowaniu swoich zwierząt. Dzięki korzystaniu z takich nowoczesnych narzędzi znacznie przyspieszył postęp genetyczny w naszym stadzie, a co za tym idzie, krótko mówiąc, wydajność i opłacalność gospodarstwa.
Jaką powierzchnię ma gospodarstwo?
Łącznie to ok 220 ha, z czego około połowę stanowią dzierżawy. Grunty użytkowane są dość intensywnie. Użytki zielone są regularnie i cyklicznie przesiewane mieszankami traw z motylkowymi, regulowane jest na nich pH oraz nawożone są gnojowicą. Tak nawożone użytki zielone pozwalają na czterokrotny zbiór od maja do października. Resztę stanowią grunty orne, na których uprawiane są: kukurydza na powierzchni 70-80 ha oraz pszenżyto i żyto na pozostałym areale. Najważniejsza jest tak naprawdę kukurydza, która stanowi podstawę żywienia krów jako pasza energetyczna i mlekopędna. Jeżeli rok pogodowo jest gorszy, słabsza jest jakość kukurydzy i tym samym wartość żywieniowa kiszonki.
Żywienie, nowa obora, roboty udojowe i wydajność.
Żywienie krów oparte jest na systemie TMR. Mieszanie składników następuje przy pomocy wozu paszowego o pojemności 24m3. Taki system jest optymalny i jedyny możliwy w stadzie o wysokiej wydajności. Od czasu powstania nowej obory (2020 rok) wolnostanowiskowej z automatycznym systemem doju (trzy roboty udojowe) i ruchem kierowanym, wiele rzeczy uległo zmianie. Poprawił się ogólny dobrostan, a dzięki systemowi do zarządzania stada ma się nad nim pełną kontrolę. Zastosowanie takiego systemu udoju zmieniło całkowicie charakter pracy i przede wszystkim jej efektywność. Kiedyś przy tylu sztukach musiało pracować wielu ludzi. Dzisiaj na stałe zatrudniam 1 osobę, zdarza się oczywiście zatrudniać osoby okresowo (sezonowo). Każda jednostka udojowa to jest maszyna, która jest efektywna, wydajna, zbiera wiele danych, działa w oparciu o algorytmy itp., jednakże nie jest doskonała, zdarzają się przecież np. niekompletne doje, więc mimo wszystko występują sytuacje absorbujące uwagę i angażujące człowieka. Przy 4-5 jednostkach udojowych jest to na poziomie akceptowalnym, natomiast powyżej 5 jednostek udojowych i jednocześnie większym stadzie efektywność nie będzie już na takim wysokim poziomie. Tak więc moim zdaniem system udojowy należy dopasować do wielkości produkcji. Po przejściu na nową oborę i wprowadzeniu paru innych, dodatkowych zmian w technologii hodowli, m.in. w żywieniu, wydajność mleczna wzrosła i obecnie wynosi średnio ok. 12 tys. kg. Krowy w szczycie laktacji dojone są nawet 3-4 razy dziennie. Mleko trafia do schładzalnika o pojemności 15 tys. litrów i odbierane jest co drugi dzień („Mlekpol” w Grajewie). W systemie udoju z robotami nie ma możliwości utrzymywania krów na pastwiskach. U mnie na pastwisku przebywają krowy w okresie zasuszenia w ramach tzw., jak ja to mówię, odpoczynku czy też relaksu, który jak najbardziej im się należy; w tym okresie są dokarmiane odpowiednio zbilansowanym TMR. Natomiast krowy dojne, przebywające w tak zwanej oborze robotowej, dodatkowo dokarmiane są podczas doju paszą treściwą, której ilość uzależniona jest od wydajności, co pozwala bilansować dawkę żywieniową każdemu zwierzęciu indywidualnie. Krowy utrzymywane są w systemie bezściołowym, ze zgarniaczami i z użyciem materaców legowiskowych. Taki system jest mniej kłopotliwy, przynajmniej z ekonomicznego punktu widzenia. Gnojowica przechowywana jest w dwóch zbiornikach o łącznej pojemności 2000 m3.
Jeszcze parę lat temu myślałem, że hodowla 100 krów na uwięzi i wydajnością ok. 10 tys. kg będzie mi towarzyszyła do starości, i że to jest maksimum. W pewnym momencie ta branża znacznie przyspieszyła i szybko zorientowałem się, że to na czym pracuję po prostu mi nie wystarczy. Przy okazji pobytu w Holandii na targach branżowych zrozumiałem, że muszę pójść dalej, zwłaszcza po tym jak ujrzałem mój ówczesny system doju i utrzymywania zwierząt w tamtejszym muzeum. Pomyślałem wtedy, że muszę stworzyć plan na szereg inwestycji, co w konsekwencji zaowocowało budową nowej obory. Podjąć decyzję o budowie obory robotowej nie było łatwo, wymagała ona zebrania wielu informacji i opinii, bo przecież osiem lat temu na temat doju krów przez roboty krążyły różne opinie.
W 2020 roku, z końcem maja, przeszliśmy na dój automatyczny, mimo tego zamieszania utrzymaliśmy dotychczasową wydajność 10,300 tys. kg. mleka. Po roku było już 1 tys. kg więcej. Teraz jest ok. 12 tys. kg. Gospodarujemy na słabych ziemiach i w przypadku wystąpienia suszy spada jakość produkowanej kukurydzy. Ilościowo może jej nie zabraknie, natomiast jakość paszy wpływa bez-pośrednio na wydajność, dlatego możliwe są jej spadki w zależności od roku. Wiadomo, że łatwiej gospodarować na gruntach I, II klasy, natomiast mamy co mamy i musimy sobie z tym radzić. Przykładem na to, jak wszystko poszło do przodu są otrzymywane wyróżnienia. Kiedyś dostawałem nagrody za wydajność w granicach 6-8 tys. kg, a teraz są to wartości poniżej średniej krajowej, na które nikt nie zwróciłby uwagi.
Jeżeli chodzi o roboty udojowe, nie ma z nimi większych problemów. Zdarzają się oczywiście awarie, ale nie są zbyt kłopotliwe. Nie trzeba bynajmniej sprowadzać części z odległych miejsc naszego globu. Najważniejsze było przystosowanie się do nowego systemu, nauczenie się jego obsługi. W momencie podpisywania umowy na zakup urządzeń przedstawiciel firmy powiedział mi, z uśmiechem na twarzy, jak to mniej więcej wygląda w praktyce, a mianowicie młode krowy uczą się życia w takiej oborze tydzień, starsze sztuki w miesiąc, a gospodarz w rok. Oczywiście to był żart. Może ktoś w to nie uwierzy, ale dla nas to była przysłowiowa bułka z masłem. Myślę, że wzięło się to stąd, że bardzo dobrze znam zachowanie krów i przez tyle lat pracy i przebywania z tymi zwierzętami znam tok ich myślenia. Nie mniej jednak muszę powiedzieć, jako ciekawostkę, że pierwsze piętnaście krów do wejścia do robota zachęciła moja córka Eliza.
Ocena użytkowości mlecznej.
Obora jest obecnie pod oceną użytkowości, ale była pod nią już od dawna, od mniej więcej lat 70 ubiegłego wieku. Przez ten okres mieliśmy dwie przerwy w ocenie. Pierwsza w okresie przemian ustrojowych (końcówka lat 80), wówczas cena skupu mleka była porównywalna do ceny wody mineralnej, a może nawet niżej. Ojciec stracił cierpliwość i na dwa lata wyszedł spod oceny. Druga przerwa nastąpiła w momencie, gdy ojciec zaczął poważnie chorować i zmarł, a trwała ona ok. 4 lat. Uważam, że ocena użytkowości jest potrzebna do zarządzania i monitorowania stada. Jest to niezbędne narzędzie w rękach hodowcy. Dlatego też, po mniej więcej 4 latach po przejęciu gospodarstwa, zdecydowałem wrócić do oceny i tak jest do teraz.
Jak wygląda sytuacja na rynku mleka?
Jesteśmy obecnie po takim, można powiedzieć fajnym okresie z cenami skupu mleka, które uważam za dobre, a nawet bardzo dobre. Mimo inflacji i wzrostu kosztów produkcji, cena mleka nadążała za tym i opłacalność była co najmniej na tym samym poziomie, jak przed zawirowaniami cenowymi. Z rozmów wiem, że nawet najstarsi hodowcy w naszym województwie nie pamiętają, aby w ciągu roku o tyle wzrosła cena mleka w skupie. Nie wiem jak będzie to wyglądało w niedalekiej przyszłości. Są sygnały, że będzie obniżana, natomiast z tego co widzę, zapotrzebowanie na produkty mleczarskie wśród konsumentów nadal jest, więc może nie będzie tak źle. Niepokojące natomiast są informacje kiedy podmioty nie mający wcześniej nic wspólnego z naszą branżą, widząc chęć szybkiego zysku, zakładają bardzo duże hodowle (fermy krów). Takie działania mogą w konsekwencji bardzo niekorzystnie wpłynąć na rynek mleka, a co za tym idzie uderzyć w prawdziwych hodowców, którzy są w branży od lat. Oczywiście nikt nikomu nie zabroni zakładania hodowli, jednakże ja jestem zwolennikiem rozsądku i stabilizacji.
Z jakimi problemami boryka się hodowca, jeśli nie musi martwić się o cenę mleka?
Każdy ma pewnie swoje własne, indywidualne problemy. Na tym terenie dużą niewiadomą jest nieprzewidywalna pogoda. Wystarczy, że przy tych słabych ziemiach nie popada w newralgicznym okresie i okazuje się, że są kiepskie plony. Drugim znaczącym problemem dla hodowcy w tym rejonie, ale i pewnie w całym województwie, są szkody łowieckie, po-wodowane przez głównie dziki. To jest temat rzeka. Uważam, że przepisy w tym zakresie nie są uregulowane. Ktoś kto ma zapłacić odszkodowanie, płacić nie chce, a już na pewno nie w wysokości poniesionych strat. Populacja zwierzyny powinna być na poziomie możliwym do kontrolowania, tymczasem populacja dzika jest zbyt duża, a dowodem tego jest szybko rozprzestrzeniający się ASF. Decydenci w tej kwestii w naszym kraju, pod przykrywką zwalczania ASF-u, zwalczyli hodowlę trzody chlewnej, dlatego nie mam w tej kwestii nic więcej do powiedzenia. Uważam, że prawo łowieckie wywodzące się z PRL-u jest przestarzałe. Gdyby szkody były rzeczy-wiście niewielkie nie byłoby tematu, a tak trzeba grodzić, pilnować, generalnie bardzo dużo dodatkowej pracy, czasu, kilometry ogrodzeń itp. Kolejny temat, na który chciałem zwrócić uwagę, to działalność spółek wodnych. Dobrze, że na naszym terenie taka jest, natomiast trzeba byłoby opracować nowy sposób ich finansowania, tak aby ich działania były efektywne, ponieważ dotychczasowy sposób ich działania w oparciu o składki członkowskie nie pozwala spółce wywiązywać się z zadań, do których została ona powołana. Powinna otrzymywać stałą dotację z samo-rządów, a wysokość dotacji powinna wynikać z ilości zmeliorowanych użytków rolnych. Mimo, że należę do spółki i płacę składki, część prac wykonuję własnym kosztem i we własnym zakresie. Kolejna sprawa to weterynaria. Obecnie weterynaria ma duży wpływ na producentów rolnych i moim zdaniem niebezpieczna jest dla nas rolników dowolna interpretacja przepisów weterynaryjnych przez urzędników weterynarii. Współpraca ze służbami weterynaryjnymi w gospodarstwach hodowlanych, z tego co widzę i słyszę, nie należy do najlepszych. Oczywiście są wyjątki i wszystko zależy od człowieka i jego interpretacji ustaw i rozporządzeń. Miło np. wspominam czasy wchodzenia Polski do UE, wtedy ta współpraca wyglądała zupełnie inaczej, pomagaliśmy sobie nawzajem ucząc się nowych wytycznych. To chyba są te największe przeciwności, które bezpośrednio przekładają się na ekonomikę gospodarstwa.
Członkostwo w Lubuskim Związku Hodowców Bydła.
Zostałem wybrany Delegatem na Walny Zjazd Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. W związku z tym, iż Lubuski Związek jest mały i nie ma tyle mandatów w Federacji krajowej co inne związki, Delegat automatycznie jest włączany do Zarządu. Nie uczestniczyłem jeszcze w żadnym zebraniu w związku z zawirowaniami jakie dzieją się w sprawie wykluczenia Mazowieckiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Sytuacja ta szeroko opisywana jest w mediach, więc nie będę jej komentował, natomiast uważam, że nie doszłoby do niej gdyby zapisy w statucie były wcześniej zmienione.
W tym roku będą również wybory w LZHB. Czy widziałbym siebie w Zarządzie? Uważam, że są osoby, które dotychczas godnie reprezentowały Związek, mają bogate doświadczenie w tym zakresie, wyrobiły sobie renomę i być może mają trochę więcej czasu, dlatego powinny to kontynuować. Nie lubię spekulować i w tym temacie również nie będę.
Hodowców z roku na rok ubywa, czy jest sposób żeby zachęcić rolników do prowadzenia podobnej produkcji?
Jak to bywa w wielu dziedzinach robienie czegoś na siłę nie przynosi efektu. Abstrahując od skali produkcji, żeby hodowla funkcjonowała musi być odpowiedni klimat, lub inaczej, sprzyjające okoliczności. Nie da się stworzyć czegoś, gdy przeważają sytuacje negatywne, nawet jeśli posiada się jakieś zaplecze. Tak jest również w produkcji mleka. Podstawą jest ziemia, na której będzie wytwarzana pasza dla zwierząt, budynki i urządzenie do udoju. Ważne jest podejście i nastawienie instytucji, z którymi w tej branży mamy do czynienia. Trzeba również pamiętać o tym, że mleko trzeba gdzieś sprzedać. Decyzja o produkowaniu mleka wymaga kalkulacji i zestawienia wszystkich za i przeciw i nie jest łatwa.
Czy widziałbyś się w innym zawodzie, jeśli tak to w jakim?
Lubię kontakt z ludźmi, rozmowę i dzielić się swoimi doświadczeniami, niemniej jednak po tylu latach nie widzę siebie w innej branży niż hodowla bydła mlecznego. Być może bierze się to stąd, że przyzwyczaiłem się już działać o utarte schematy i nawet kiedy pojawiają się nowe wyzwania i problemy, człowiek intuicyjnie wie, w którą stronę iść.
Mam świadomość, że praca związana z hodowlą bydła mlecznego należy do jednych z najtrudniejszych prac w rolnictwie, mimo to twierdzę, że jest to fajna przygoda, z której czerpię wielką satysfakcję.
Dziękuję za rozmowę
Paweł Sas