Główna » Aktualności

KOCHAM ZIEMIĘ I CHCIAŁBYM ZARAŻAĆ TĄ MIŁOŚCIĄ WSZYSTKICH

Autor: Red. dnia 13 grudnia 2013

Przedstawiamy gospodarstwo Arkadiusza i Grażyny Gaczyńskich z Gościeszowic, gm. Niegosławice, powiat żagański. Państwo Gaczyńscy to rolnicy z zamiłowania, od kilku lat mimo walki Pana Arkadiusza z chorobą nowotworową systematycznie powiększali i nadal powiększają gospodarstwo oraz doposażają je w nowoczesny sprzęt. Pani Grażyna podczas ciężkiej choroby męża sama dźwigała ciężar prowadzenia gospodarstwa. Pan Arkadiusz jest delegatem w Radzie Nadzorczej Banku Spółdzielczego  w Żaganiu, delegatem w Związku Buraka Cukrowego oraz delegatem w spółce wodnej działającej na terenie miejscowości. Mają dwoje dzieci: Michała (17 lat) i Katarzynę ( 15 lat). W tym roku zostali laureatami Lubuskiego Złotego Kłosa – statuetki przyznawanej przez Lubuską Izbę Rolniczą oraz Lubuskie Forum Rolnicze.

Proszę opowiedzieć genezę gospodarstwa

Gospodarstwo przejąłem po rodzicach,  zajmowało wtedy powierzchnię 2,30 ha. To był mój początek – 1989 rok. Wtedy nic nie wskazywało na to, że zostanę rolnikiem i pokocham tę pracę, ale tak to się zaczęło i potem proces ewolucyjny trwał, trwał aż do dziś i powstało nasze gospodarstwo. Aktualnie łącznie z dzierżawą mamy 131,62 ha gruntów, z czego 78 ha jest naszą własnością. Teraz jesteśmy na etapie wykupu kolejnych 34 ha, tak więc będziemy mieć własności 112ha. Jesteśmy średnim gospodarstwem w okolicy.

Skoro nie ma Pan rolniczych korzeni to skąd u Pana chęć do pracy właśnie w rolnictwie?

To prawda. Jestem pionierem w swoim zawodzie. Ojciec był tramwajarzem. Od strony małżonki bardziej było kultywowane rolnictwo, ale moja pasja sama pomału się kształtowała i rodziła, a teraz to zamieniła się już w miłość do ziemi. I tak to zostało. Jestem dobrym przykładem na to, że jeśli się coś chce i bardzo się to lubi to można wiele osiągnąć. Na pewno łatwiej jest przejąć gospodarstwo, które już funkcjonuje i je dalej rozwijać niż zaczynać od początku, ale nie zawsze jest taka możliwość. Jeżeli ktoś chce być rolnikiem to nie ma znaczenia czy się gospodarstwo przejęło czy zaczynało od zera i rozwija. Dobrze tu pasuje powiedzenie chcieć znaczy móc.

Miłość do ziemi słychać w Pana głosie

Teraz rolnictwo to nie jest dla nas praca – to nasza pasja. Moja małżonka i ja żyjemy tym. Koledzy często do mnie mówią „ale ta twoja żona to ciężko pracuje”, ale ona  to lubi. Nikt nie może zrozumieć, jak kobieta może lubić jeździć traktorem z przyczepami, pracować przy żniwach. Mało jest kobiet, które chcą pomagać i żyją tym, a moja Grażynka do nich właśnie należy. Taka pomoc to ogromne wsparcie fizyczne i psychiczne. O wiele trudniej by mi było gdybym sam żył gospodarstwem. Prawdopodobnie wypaliłbym się i nie rozwinął tak gospodarstwa. A ja mimo przebytej poważnej choroby dałem radę. Trzeba podkreslić, że u nas cała rodzina żyje tym co dzieje się w gospodarstwie. Wieczorami rozmawiamy, planujemy wszyscy razem,  nie ma tak, że  decyzje o inwestowaniu i poważne przedsięwzięcia muszę podejmować sam.

Moja choroba rozwinęła się w trakcie gdy byliśmy na rozdrożu. Zastanawialiśmy się, w którym kierunku iść – zlikwidować gospodarstwo czy je rozwijać. To było osiem lat temu. Po ośmiu latach walki z nowotworem, w lipcu tego roku usłyszałem od doktora „Panie Arku jest Pan zdrowy”. Oczywiście na 100%  nigdy nie wiadomo, ale pod kątem medycyny jestem uważany za zdrowego; największe zagrożenie już minęło. Obawy i wspomnienia zostaną ze mną na pewno bardzo długo, ale jestem szczęśliwy, bo jak na razie skończyło się to Happy Endem. Nigdy nie ukrywałem przed sąsiadami ani przed dziećmi swojej choroby. Często rozmawialiśmy o chorobie, chciałem aby byli przygotowani na to, że Pan Bóg może mnie wezwać do siebie. I teraz to właśnie chcę podkreślać na każdym kroku, że mimo choroby razem z Grażynką rozwinęliśmy gospodarstwo. Wszystkie najgrubsze inwestycje zrobiliśmy po chorobie. My żyjemy pasją i nie ukrywam tego,  to jest całe moje życie. Miłość do ziemi w trudnych chwilach bardzo mi pomaga. Ja pracuję w rolnictwie od 24 lat. U mnie nie było dnia, żebym ja wstał rano i nie miał co robić. Mam taki rytm dnia. Zawsze wstaję o 6:00, przeglądając wiadomości pije kawę, herbatę i o godzinie 7:00 wychodzę na dwór. Otwieram komórki, warsztaty, sprawdzam sprzęt, zawsze jest coś do roboty. To do urzędu podjadę. Rolnik musi być prezesem, dyrektorem i pracownikiem. Aby dobrze prowadzić gospodarstwo powinien się znać na wszystkim. To jest tak szeroki temat, że trzeba ciągle się dokształcać.

Jaka jest specjalizacja?

Głównie produkcja roślinna – zboże, rzepak oraz w niewielkiej ilości – okopowe, przede wszystkim buraki (12-13 ha). Ilość zależy od limitu jaki mamy. Zazwyczaj limit jest stabilny, ale jednak w niektórych latach można było zasiać więcej albo mniej. Teraz gdy mają się odbyć zmiany w PROW 2014-2020 chodzą pogłoski, że będzie wprowadzana trzecia odmiana na obszarze 5% powierzchni gospodarstwa, zatem ten burak będzie dalej mile widziany.

Kiedyś mieliśmy także trzodę chlewną, ale ponieważ zachorowałem, przebyłem chorobę nowotworową, to naturalnie wyeliminowaliśmy ją. Wychodzę z założenia, że nie widzę, żeby ktoś inny chodził koło mojego gospodarstwa to zawsze mam być ja. Lubię sam doglądać gospodarstwa i nie wyobrażam sobie aby ktoś inny się nim zajmował w momencie gdy jestem w domu.

Jakie są plony roczne?

Wydaje mi się, że nie odbiegam od średniej lokalnej.  Na naszym terenie  jest kolebka rolnictwa dość mocnego, więc nie narzekam na plony. Średnia z gospodarstwa, jeżeli chodzi o zboża, była i jest w granicach 6-7 ton. Tak się utrzymuje. Średnia rzepaku w granicach 3,5-4 tony i taka jest już u nas parę lat.

Jaka jest bonitacja gleby?

Różna – począwszy od 3 do 6 klasy. Gospodarstwo jest trochę rozproszone, rozdrobnione, ale trzeba szanować każdy skrawek ziemi. Mam nowoczesny sprzęt i mam bardzo fajnego syna, który zaraził się ode mnie miłością do ziemi i przepada za pracą w polu, więc nie ma problemu podjechać na oddalone poletka. Cieszę się bardzo z tego, że jest następca i widzę, że ta pasja wciągnęła także i jego, że łapie iskierkę. Cieszy mnie to, że rozumie tą ziemie, zna trud pracy na niej a mimo wszystko chce to robić w życiu co ja. W wakacje to on ma staż u nas, mocno nam pomaga.
Aby pasja zrodziła się u dzieci trzeba po prostu zadbać o to. Wg mnie dzieci nie można zostawić samym sobie i niech szukają swojej drogi, niech decydują kim będą i co chcą robić. Dzieciom trzeba pomóc znaleźć drogę, aby się nie zgubiły w życiu. Wiadomo, że jak się ma 7-mioro dzieci to jest trudniej niż dwoje, ale mimo wszystko trzeba pomóc. Mój Michał zaraził się ode mnie pasją ziemi i nie wiem na 100% czy to będzie jego zawód, ale bardzo bym był dumny z tego gdyby on jednak poszedł tą drogą co ja i został rolnikiem. Na razie wszystko wskazuje na to, że tak będzie, ale nie będę go zmuszał; musi to być jego dobrowolny wybór. To byłoby dla mnie coś pięknego gdyby mój syn objął po mnie to gospodarstwo, a nie żeby było ono jednopokoleniowe. Wielopokoleniowość to jest coś fajnego. I na pewno miałby lepszy, wygodniejszy start niż ja. To mi się marzy. Dlatego też inwestujemy w to gospodarstwo, aby sprzęt był nowocześniejszy, żeby nie odbiegało od standardów unijnych, żeby młody człowiek zobaczył ,że gdy ta technologia jest, łatwiej się wówczas pracuje. Może to weźmie kiedyś górę nad wyborem drogi i zawodu.

Jakie działania prowadzą Państwo w gospodarstwie na rzecz ochrony środowiska i ekologii?

My jako takiej ekologii w gospodarstwie nie mamy. Mamy zastoiska wodne, naprawiamy dreny poniemieckie, gdy korzenie rzepaku czy gleba zatka odpływy. Działa u nas spółka wodna, która czyści rowy melioracyjne, a do której również należymy, opłacamy ją i ona zajmuje się drożnością rowów na terenie gminy. Fajnie byłoby gdyby ministerstwo  rolnictwa spojrzało łaskawym okiem na finansowanie tego typu spółek, aby one mogły funkcjonować. Bo rów tak naprawdę jest taką niechcianą rzeczą. Spółka mówi rowy są rolnika. Które rowy są rolnika to są, ale generalnie rowy są gminne. To trzeba twardo powiedzieć. Fajnie gdyby wójt mocniej zaangażował się w pracę spółki bo byłaby to niewątpliwie ogromna pomoc dla rolników, ale to chyba tylko pobożne życzenie, bo co prawda u nas bezpośrednio zagrożenia powodzią nie ma, ale dobrze by było żeby to funkcjonowało, żeby to była wizytówka gminy nie tylko rolników żeby to ładnie, schludnie wyglądało i służyło, żeby rów tą wodę odprowadzał. To jest interes nie tylko rolników, ale i gminy, bo potem są trudne sytuacje, nadmiar wody się zbiera, woda się spiętrza i potem wylewa. Liczę na to, że w końcu uda się nam to wszystko wspólnie zrealizować.

Dodatkowo w gospodarstwie podejmowane są działania poprawiające właściwości gleby m. in. wapnowanie gleby, wzbogacanie gleby przez siekanie słomy oraz stosowanie nawozów organicznych.

 Czy korzysta Pan ze środków unijnych?

Tak oczywiście. Dzięki środkom unijnym kupiliśmy nowoczesny sprzęt rolniczy. Aktualnie najnowszą inwestycją jest budowa wiaty pod sprzęt rolniczy. Korzystamy jak tylko się da. Bez tych środków trudno byłoby rozwijać gospodarstwo.

Co Pan myśli nt. nowej polityki rolnej 2014-2020?

Na pewno będzie trudniej. Będą wymagane większe kwalifikacje od rolników. Już jest trudniej – weszliśmy do unii, rolnicy inwestowali, a teraz nastąpiło załamanie. Cena i koszty chociażby ceny  paliwa czy nawozów, zostały wysokie natomiast ceny płodów rolnych zmalały. Niektórzy mówią, że ziemia nie jest droga. Ja się z tym nie zgadzam. W porównaniu do cen płodów jest bardzo wysoka. Dzisiaj zakup ziemi pomału staje się luksusem. Próbujemy zmniejszać koszty w gospodarstwie, szukamy oszczędności na każdym kroku i proszę mi wierzyć nie jest to proste. To jest ta smutna strona dzisiejszego rolnictwa. Dla laika rolnik jest bogaczem z nowoczesnym sprzętem, ale prawda jest zupełnie inna. Rolnicy są zadłużeni, przeważnie maszyny są tak naprawdę własnością banku dopóki rolnik nie spłaci wszystkich długów, ale laik o tym nie wie. On widzi to co widzi. Dziś rolnictwo jest trochę inne w porównaniu do tego jakie było 10 lat temu, to nawet nie podlega dyskusji. Dzisiaj brak rozwoju gospodarstwa jest szkodliwy dla niego. Nowinki technologiczne muszą być wprowadzane, inaczej gospodarstwo nie ma racji bytu.

Jak wygląda park maszynowy?

Jesteśmy samowystarczalni. Mamy dwa ciągniki, kombajn, opryskiwacz, przyczepy.

Kto prowadzi Panu księgowość?

Moja małżonka.  Od 2000 roku funkcjonujemy jako podmiot gospodarczy i wszystko prowadzi małżonka. Świetnie sobie z tym  radzi.

A Pani kiedy odkryła u siebie miłość do ziemi. Od młodych lat?

Nie. Jak wyszłam za mąż to tak jakoś  razem wspólnie to się narodziło. Moi rodzice mieli gospodarstwo, często w domu im pomagałam, ale wtedy to nie była pasja. Dopiero po ślubie, gdy zaczęliśmy razem gospodarzyć, wspólnie podejmować decyzje miłość zaczęła się rodzić.

Czyli następca w gospodarstwie będzie?

Myślę, że tak. Michał chodzi do Szkoły Rolniczej w Henrykowie, ale nie będę go zmuszał musi sam chcieć. Często razem pracujemy w gospodarstwie i rozmawiamy i zawsze jak bardzo się napracujemy pytam go: „i co Michał będziesz tym rolnikiem” to on mi odpowiada „tak tatuś będę”.

Moja córka Kasia też bardzo pomaga nam w gospodarstwie. Na żniwa, gdy my jesteśmy zajęci pracą w polu ona zajmuje się domem m. in. gotuje. Jeśli potrzebna nam jest dodatkowa pomoc zawsze możemy na nią liczyć.

Mimo takiego mocnego oddania się gospodarstwu znajdują Państwo czas aby razem spędzić wakacje?

Pewnie. My bardzo dużo podróżujemy. Moja małżonka uwielbia podróżować, fotografować i to, że ja podróżuję to jest jej zasługa. Jak jest wyjazd to wszyscy siedzą, czekają, a ona organizuje cały wyjazd, wszystko pakuje. Bardzo lubi podróżować. My jako małżeństwo bardzo świetnie się uzupełniamy. Dzieci wyjeżdżały również na zimowiska dofinansowywane przez KRUS. W tym roku byli także w Hiszpanii na kolonii zorganizowanej przez księdza. Staramy się wykorzystywać  każdą możliwą okazję, aby zmienić choć na chwilę klimat.

 Dziękuję za rozmowę
Anna Słowik

GALERIA:

Digg this!Stumble this!Dodaj do Techorati!Share on Facebook!Seed Newsvine!Reddit!
  Copyright ©2024 Lubuska Izba Rolnicza, wszystkie prawa zastrzeżone.