LUBUSKI ROLNIK W PENSYLWANII
Pan Bogusław Pietrow – członek Zarządu LIR był uczestnikiem wyjazdu studyjnego do USA, organizowanego przez Krajową Radę Izb Rolniczych.
Pan Bogusław zdał nam szczegółową relację z tego dalekiego i pouczającego wyjazdu oraz odpowiedział na wiele, nurtujących nas pytań.
Panie Bogusławie – Jakie rolnicze regiony Stanów Zjednoczonych zwiedziła rolnicza delegacja i czym się one charakteryzują?
Zwiedziliśmy Pensylwanię, amerykańską kolebkę idei wolności, która doprowadziła do stworzenia Konstytucji Stanów Zjednoczonych ,opartej na ideałach oświecenia i spisanej właśnie w Filadelfii w 1787 roku. W tym amerykańskim stanie średnie gospodarstwo rolne zajmuje powierzchnię ok. 60 ha, a ukształtowanie terenu zbliżone jest do górskiego. Podczas wyjazdu zwiedziliśmy pensylwańskie sady, mieszalnię pasz oraz gospodarstwa zajmujące się produkcją mleka i produkujące bydło mięsne. Zwiedziliśmy bardzo dużą oborę, w której było około 4 500 sztuk bydła. Jestem trochę zaskoczony i rozczarowany poziomem rolnictwa amerykańskiego, choć nie można niczego uogólniać. Porównując nas do nich, uważam, że nie mamy się czego wstydzić. Także w sadownictwie, według mnie, jesteśmy przed nimi. Analogicznie jest z wydajnością mleka, nasza średnia jest większa. W produkcji bydła mięsnego nasz postęp genetyczny jest jeszcze bardziej zauważalny.
Odwiedziliśmy także fermę, która miała 450 tys. niosek. To była istna fabryka. Amerykanom bardzo się to opłaca, bo pracują u nich Meksykanie za 7 – 12 dolarów na dzień. Dla porównania, nasze zarobki wynoszą obecnie 4-5 dolarów i rosną.
Program wyjazdu pozwolił nam również gościć w tamtejszym ministerstwie rolnictwa i w gospodarstwach, które rozprowadzają nasiona modyfikowane genetycznie. GMO jest tam powszechne i wszechobecne. Przykładowo soja w 70-90 % pochodzi z nasion modyfikowanych. Podobnie jest z kukurydzą. U nas jest to na razie zakazane. Jest to dla nas z punktu ekonomicznego bardzo niekorzystne, z uwagi na to, że koszty przy GMO są znacznie mniejsze, ponieważ geny wprowadzane do rośliny, chronią ją przed szkodnikami, złą pogodą, zmniejszają konieczną ilość nawozów i środków ochrony roślin i dają, co najważniejsze, wyższe plony. Moim zdaniem, lepiej wprowadzić genetyczne modyfikowanie roślin. Dzięki temu unikniemy do 2-3 oprysków, które roślina by wchłonęła. Środki te nie są obojętne dla naszego organizmu. Nie wiadomo, co lepsze. Rośliny tańsze i modyfikowane, czy droższe i skażone środkami chemicznymi.
Czy rolnicy indywidualni w Stanach Zjednoczonych są wspierani przez dotacje? Jeżeli tak, to jakie?
Na każde pytanie, dotyczące dotacji nie chciano nam odpowiadać. Na pewno bardzo mocno, bo w 100 %, wspomagane jest ubezpieczenie. Polega to, w dużym skrócie, na tym, że rolnik zakłada plan zbioru lub zysku z danego roku i jest ubezpieczany na zysk. Jest obojętne, czy uda mu się zebrać założony plon. Rolnik dostanie pieniądze z ubezpieczenia, równe zaplanowanemu zyskowi.
A jak wygląda przejmowanie gospodarstw przez młodych rolników?
Tematu młodych rolników nie poruszano. W wizytowanym przez nas odpowiedniku naszego starostwa powiatowego, oprowadzający nas urzędnik wspomniał, że oczywiście, pomoc i wsparcie dla młodych rolników jest. Gospodarstwa przejmują też ludzie młodzi, ale generalnie dzieje się to samo co u nas. Jest coraz mniej chętnych do pracy na gospodarce a młodzi uciekają do miasta. W Pensylwanii istnieje również problem braku rąk do pracy w rolnictwie. Pracują w nim, przede wszystkim, obcokrajowcy. Dużą część stanowią Meksykanie i obywatele krajów Ameryki Łacińskiej. Nie ma tam żadnych ograniczeń w powierzchni gospodarstwa, by wystartować jako młody rolnik. Nie trzeba mieć żadnej średniej wojewódzkiej lub krajowej gospodarstwa.
Czym najbardziej różni się rolnictwo amerykańskie od europejskiego?
Ja bym powiedział, że nie różni się niczym. Ich atutem jest tania siła robocza, czyli Meksykanie, których zatrudniają we wszystkich gospodarstwach, niezależnie od profilu produkcji. Nie widziałem nawet jednego Amerykanina pracującego fizycznie w gospodarstwie. Byłem pozytywnie zaskoczony – na naszą korzyść.
Czy ma Pan jakieś doświadczenia i spostrzeżenia z USA, które wykorzysta w działalności swojej spółdzielni?
W USA, 99% produkcji rolniczej jest sprzedawana przez spółdzielnie. Tam nie ma czegoś takiego, że rolnik sprzedaje coś sam. Tam każdy rolnik jest w spółdzielni, często w kilku lub kilkunastu. Rolnik nie martwi się o zbyt efektów swojej pracy. Oddaje towar dla spółdzielni, która resztę robi za niego.
Spółdzielnie rolnicze są różne. Od dużych – zajmujących się wszystkim do małych -wyspecjalizowanych. Rolnik, nie jest tam pozostawiony sam sobie.
W spółdzielni, której szefuję, nie mogę za wiele wdrożyć z tego co zobaczyłem. Reprezentuję gospodarstwo duże, a my byliśmy w gospodarstwach małych albo bardzo dużych. Nie zajmujemy się sadownictwem i nie chcemy mieszać pasz, bo u nas trzeba spełniać wiele wymogów. Ciekawostką jest fakt, że nie ma tam ograniczeń, związanych z mieszaniem pasz. Dodaje się różnego autoramentu antybiotyki, zgodnie z życzeniem rolnika. Reasumując, nie mamy się czego wstydzić. Nie jesteśmy gorsi od Pensylwanii. Może w innych stanach USA jest inaczej i lepiej.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Słowik