SCHEDA PO OJCU
Prezentujemy wywiad z Julianem Zarównym – Sekretarzem Nowosolskiej Rady Powiatowej LIR. Pan Julian pełni tę funkcję po raz pierwszy, ale już wykazuje się dużą aktywnością – uczestniczył w szacowaniu szkód suszowych, jest partnerem przy szacowaniu szkód spowodowanych przez zwierzynę leśną. To młody rolnik – gospodaruje na 180 ha własnej ziemi i dodatkowo pomaga w gospodarstwie rodziców. Kawaler, z rock’n’rollową duszą, muzyk, który ma na koncie wiele występów, a na półce kolekcję płyt klasycznych rockowych wyjadaczy. Oprócz muzyki jego pasją jest myślistwo – w samochodzie zawsze wozi ze sobą lornetkę, a jak sam mówi bardzo lubi posiedzieć na ambonie, niekoniecznie żeby strzelić, a bardziej żeby w spokoju i ciszy przemyśleć swoje sprawy.
Proszę opowiedzieć o historii gospodarstwa?
Julian Zarówny: Mój ociec przejął po dziadku w 1984 roku kila hektarów gospodarstwa, głównie gleb o bardzo słabej bonitacji. Przez lata sukcesywnie je rozwijał, dokupował ziemię jak i inwestował w specjalistyczny sprzęt. Oprócz produkcji roślinnej, była także hodowla trzody chlewnej i bydła. Dopiero około połowy lat 90-tych ojciec całkowicie przekwalifikował się na produkcję roślinną. Ja również od dziecka pomagałem w gospodarstwie i było to naturalną drogą, że kiedyś przejmę schedę po ojcu. Teraz mam 180 ha własności – produkcji roślinnej. Tak naprawdę tworzymy gospodarstwo rodzinne wspólnie na ok. 300 ha, więc do końca nie chciałbym rozgraniczać gospodarstw, gdyż łączy nas wspólna praca.
Praca w gospodarstwie była naturalnym wyborem, czy ścieżkę edukacji obrał Pan z myślą o pracy w rolnictwie?
J.Z.: Skończyłem PWSZ w Sulechowie na Instytucie Zarządzania i Inżynierii Rolnej na kierunku Technologia Żywności i Żywienia Człowieka o specjalizacji Zarządzanie Przedsiębiorstwem Przetwórstwa Produktów Rolnych. Praktycznie większość kadry wykładowczej jeżeli chodzi o mój kierunek pochodziła z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, także myślę, że dostałem solidne podstawy. Poza tym, jako studenci mieliśmy znakomite warunki w laboratorium, zajęcia terenowe w przetwórniach, browarach itd. A stroną wizualną uczelni zajmowali się koledzy i koleżanki z Kształtowania Terenów Zieleni, więc wokół Instytutu było naprawdę pięknie. Dawno już tam nie byłem, ale jak znajdę chwilę czasu, to odwiedzę „stare śmieci”. Czytałem, że Instytut prężnie się rozwija, więc to kolejny argument żeby tam przyjechać. Skończyłem również Zarządzanie BHP na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu.
Jak wygląda struktura zasiewów?
J.Z.: Gospodaruje na 180 ha własności, wspólnie z ojcem jest to około 300 ha produkcji roślinnej. Średnio są to gleby III, IV klasy. Siejemy głównie rzepak i pszenicę, jak również przeżyto i jęczmień jary.
Mieszka Pan w Bytomiu Odrzańskim – mieście, jak przekłada się to na utrzymywanie się z działalności rolniczej (gdzie są położone grunty, jak z dojazdem do pól itp.)?
J.Z.: Miasto to chyba za dużo powiedziane! (śmiech) Tak naprawdę duże gospodarstwo, to specjalistyczny i wielkogabarytowy sprzęt. Utrudnieniem są więc dojazdy do niektórych pól w gminie, szczególnie przez wąskie drogi gminne. Jeśli chodzi o drogi gruntowe, do końca też nie jest kolorowo. Mamy wielki boom budowy domków jednorodzinnych w różnych częściach gminy. Kiedy ludzie po dwóch stronach drogi dodatkowo postawią płot, muszę szukać innego rozwiązania i innej możliwości dojazdu, bo przejazd na przykład kombajnem stanowi duże wyzwanie.
Jak duże straty w uprawach na terenie gminy wyrządziła tegoroczna susza, w porównaniu do plonów z lat ubiegłych?
J.Z.: Jeżeli chodzi o zboża, myślę że u nas w gospodarstwie mogło to wynieść około 20- 30%. W gminie największe straty zaobserwowałem na kukurydzy, jak również na łąkach, pastwiskach i roślinach okopowych. 10 września została powołana gminna komisja odnośnie szacowania szkód. Byłem jednym z członków komisji i mam mieszane uczucia. Jak już wcześniej wspomniałem straty szacowaliśmy prawie w połowie września. I jak teraz, kiedy zasiewy zbóż momentami stanowiły 90% całości gospodarstwa mam powiedzieć rolnikowi, że nie mogę wziąć tego pod uwagę? Z prostej przyczyny – tego zboża już na polu nie ma, więc dla komisji nie ma strat. Głupia sytuacja. Mam nadzieję, że jeśli (nie daj Boże) pojawią się kolejne problemy z suszą, będzie to wcześniej monitorowane i szybciej zostaną podjęte kroki w tym kierunku.
W naszym woj., wg ogłoszenia ARiMR średnia wielkość gospodarstwa to niecałe 21 ha. Pan gospodaruje na 180 ha. Czy wg Pana to właśnie wielkość gosp. jest sposobem na opłacalność produkcji?
J.Z.: Naturalnie, że wielkość gospodarstwa ma wpływ na opłacalność. Poza tym sam przepływ większej gotówki daje większe możliwości jeżeli chodzi o kredytowanie, możliwość modernizacji i rozwoju. Wiąże się to oczywiście z większymi nakładami pracy. Ale coś za coś. Poza tym, jeżeli mówimy o gospodarstwach 20 ha, to nie wydaje mi się, żeby rolnik mógł się tylko i wyłącznie utrzymać z powiedzmy produkcji roślinnej. Musi szukać dodatkowych dochodów poza działalnością rolniczą. Chyba, że rzeczywiście przestawił się na ciekawą i dochodową produkcję.
Czy ANR chętnie sprzedaje ziemie na tym terenie, czy częściej proponuje dzierżawę?
J.Z.: Z tego co się orientuję, w mojej gminie praktycznie brakuje ziemi do kupna bezpośrednio od Agencji, być może są to jakieś śladowe ilości. Jeżeli już dochodzi do transakcji, to odbywa się ona pomiędzy rolnikiem, który już wcześniej od Agencji dzierżawił przez pewien okres ziemię, a tą Agencją właśnie. Chcąc powiększać swój areał, trzeba po prostu szukać ziemi z prywatnych rąk.
Kto pomaga w prowadzeniu tak dużego gospodarstwa, czy jest potrzeba zatrudniania pracowników np. w okresie żniw?
J.Z.: Nie będę chyba oryginalny, kiedy powiem, że brakuje rąk do pracy… Chodzi mi przede wszystkim o to, że rolnictwo wymaga masy pracy i dużej odpowiedzialności. Nie każdy jest w stanie przyjąć takie warunki. Stara gwardia się wykrusza, a jak młodzi zobaczą jak i ile trzeba pracować, to dziękują i odchodzą na pięcie. Staram się z ojcem to jakoś poukładać. Teraz praktycznie odpowiadam za 90% zabiegów agrotechnicznych, bo nie mam kogo wpuścić na sprzęt. Jest kilku znajomych, przyjaciół którzy pomagają, także idziemy cały czas do przodu!
Od niedawna musi Pan spełniać wymogi obowiązkowych praktyk zazielenienia. Czy to trudne zadanie w Pańskim przypadku?
J.Z.: Tak naprawdę trudny był pierwszy rok, bo do końca nie było wiadomo czego się spodziewać, a poza tym praktycznie cały nasz areał był już obsiany. Ale daliśmy radę obsiać 5% ziemi łubinem wąskolistnym. Teraz wydaje mi się, że wejdziemy w międzyplon ścierniskowy po żniwach.
Kto prowadzi sprawy finansowe i biurowe w gospodarstwie?
J.Z.: Sprawy finansowe prowadzi moja mama. Korzystamy także z usług biura rachunkowego.
Jak wygląda park maszynowy w gospodarstwie?
J.Z.: Gospodarstwo jest w pełni zmechanizowane, co naturalnie ułatwia pracę. Większość finansowania to kredyty. Jedyną maszyną, którą posiadam z PROW – to opryskiwacz.
Jakie inwestycje już Pan zrealizował i jakie planuje Pan w przyszłości?
J.Z.: Brakuje jeszcze kilku maszyn dla ułatwienia pracy i skrócenia jej czasu. Myślę, że w większości gospodarstw jest podobnie. Priorytetem jest hala do składowania zboża i część maszyn. Mam nadzieję, że z pomocą unijną uda się zrealizować to zadanie.
Jak zdobywa Pan wiedzę o nowościach w rolnictwie?
J.Z.: Biorę udział w szkoleniach (kiedy czas na to pozwala), czytam fachową prasę i naturalnie rozmawiam z rolnikami, dzielimy się wspólnie doświadczeniami, rozmawiamy o problemach i szukamy rozwiązań. Nieocenioną pomoc oczywiście stanowi ojciec, człowiek z ogromnym doświadczeniem. Chociaż jak to między kowbojami – czasami dochodzi do spięć (uśmiech). Ale to chyba rzecz naturalna.
Jak wygląda problem melioracji pól na terenie gminy Bytom Odrzański?
J.Z.: Problem melioracji istnieje, bo jak może nie istnieć, kiedy ostatni raz pola były meliorowane chyba 30 lat temu. Ten problem rozwiązujemy wspólnie z ojcem z własnych środków i własną pracą. Położyliśmy już kilka kilometrów rur melioracyjnych i na dzień dzisiejszy zdaje to egzamin. Po zasiewach ciąg dalszy prac. Chodzi przede wszystkim o odpływ wody, ale także o scalenie działek.
Czy na tym terenie występują problemy ze zwierzyną leśną i jak układa się współpraca z kołami łowieckimi (w zakresie szacowania szkód i ewentualnego wypłacania odszkodowań)?
J.Z.: Problemy ze zwierzyną leśną występują, ale rolnicy starają się im w możliwy sposób zapobiegać. Ważne są tutaj relację na linii Koło Łowieckie – Rolnik (i odwrotnie). Sam jestem myśliwym i doskonale znam temat. Sam odstrzał nie załatwi sprawy. Należy tworzyć pasy zaporowe, chronić uprawy przez wykładanie „pastuchów” itd. Ważna jest naturalnie ciągła obserwacja plantacji i zgłoszenia do Koła informacji już na samym początku problemu, a nie kiedy na polu mamy już orkę zrobioną przez buchtujące dziki. Większych problemów na terenie gminy na wspomnianej relacji nie zauważyłem, także myślę, że jest między nami porozumienie w tej sprawie.
Pierwszą kadencję jest Pan Delegatem Rady Powiatowej LIR. Skąd chęć kandydowania i wiedza nt. Izby?
J.Z.: Pierwszy raz usłyszałem o Izbie Rolniczej od ojca, gdyż był delegatem I kadencji. Zaczął mnie namawiać na kandydowanie. Poza tym Pani Władysława Guzik, poprzedni Delegat, powiedziała, że nie wyobraża sobie innego kandydata z naszej gminy. Więc jak można było się nie zdecydować?
Jest Pan młodym człowiekiem, czy rolnictwo było oczywistym wyborem, czy próbował Pan czegoś innego?
J.Z.: Pewne rzeczy w człowieku siedzą, jeden się broni, drugi się poddaje. Dla mnie było to oczywisty wybór, ale starałem się jeszcze uchwycić parę rzeczy w życiu.
Porozmawiajmy więc o życiu poza rolnictwem – jakie są Pana zainteresowania, ma Pan jakieś hobby, czy brakuje na to czasu? Może pełni Pan jakieś funkcje społeczne?
J.Z.: Moją największą miłością odkąd pamiętam był rock and roll, w każdej jego odsłonie. Ale muzyka tak naprawdę była najważniejsza. Przez 15 lat występowałem amatorsko na scenie jako basista i nie tylko. Ciekawa rzecz, bo swój pierwszy koncert zagrałem na WOŚP w Nowej Soli w wieku 15 lat, a na tej samej hali, 15 lat później zagrałem także póki co ostatni. Może to sygnał, że należy zamknąć pewien rozdział i zacząć coś nowego? Chociaż ciągnie wilka do lasu (uśmiech). Wspaniałe czasy i wspaniali ludzie. Oprócz tego, jak już wspomniałem jestem myśliwym. Przyroda zawsze odgrywała szczególną rolę w moim życiu. Obserwować ją z bliska i w jakiś sposób ją chronić i wpływać na to co się wokół dzieje, to nie tylko mój obowiązek jako myśliwego. Każdy powinien choć na chwilę przystanąć w tej gonitwie i rozejrzeć się jak jest pięknie wokół.
Ma Pan jakieś refleksje na zakończenie?
J.Z.: Na terenie mojej gminy odbyły się dożynki. Ja jako Delegat nie zostałem na nie zaproszony, więc tak szczerze, to nie wiem, co mam o tym myśleć.
Dziękuję za rozmowę!
Aleksandra Czapor