SYMBIOZA ROLNICTWA Z ŁOWIECTWEM
Przedstawiamy gospodarstwo Sebastiana Anklewicza, nowo wybranego delegata Żagańskiej Rady Powiatowej LIR. Pan Sebastian prowadzi gospodarstwo z żoną Karoliną i rodzicami w Koninie Żagańskim, na skraju Borów Dolnośląskich, pełnych grzybów, jagód jak i grubej zwierzyny. Poza prowadzeniem hodowli zwierzyny łownej rodzina Anklewicz zajmuje się również skupem, przetwórstwem oraz eksportem runa leśnego. Jest to ich ogromna pasja, która daje wiele satysfakcji i przynosi wymierne korzyści. Pan Sebastian ma dwoje dzieci: 1,5 rocznego synka Miłosza oraz 6 letnią córeczkę Patrycję.
Proszę przedstawić historię gospodarstwa: charakter, areał, specjalizację?
Dawniej rodzice byli rolnikami, ale w latach 80-tych zdali ziemię na Skarb Państwa i ojciec przeszedł na rentę. Później prowadził indywidualną działalność gospodarczą. W 1992r. mama wydzierżawiła ziemię od ANR, którą następnie wykupiła. Ja jestem rolnikiem od 1996r. W momencie kiedy wstąpiłem do Technikum Leśnego w Rogozińcu, wydzierżawiłem ok. 20ha ziemi, którą niedawno wykupiłem. Łącznie posiadamy ok. 80ha z czego połowa to użytki zielone, a druga połowa to grunty orne. Produkcję mamy zarówno i roślinną i zwierzęcą. Roślinna, to głównie uprawy ekologiczne, produkcja zwierzęca to hodowla jeleniowatych: jelenie i daniele oraz mamy muflony i dziki. Hodowla ogrodzona jest na ok.40 ha. Kiedyś próbowaliśmy uprawiać truskawki, trwało to 4 lata, ale ze względu na nieopłacalność zamknęliśmy ten temat. W 2003r. powstała pierwsza koncepcja hodowli jeleniowatych w myśl nowej ustawy, która pozwalała na hodowanie jeleni i danieli do celów na skóry i mięso jako zwierzęta gospodarcze. W 2005r. mama skorzystała z SAPARD-u, a małżonka skorzystała z programu „Ułatwianie startu młodym rolnikom” i z tych funduszy rozpoczęliśmy hodowle. Kupiliśmy siatkę oraz materiał hodowlany. Na początku mieliśmy tylko daniele. Po ok. 4 latach zaczęliśmy stopniowo rezygnować z danieli na rzecz jeleni. W tej chwili mamy ok. 140 jeleni, 80 muflonów, 40 dzików i prawie 20 sztuk danieli.
Z produkcji roślinnej uprawiam na własne cele zboża tj.: kukurydza, owies, jęczmień, pszenica – wszystko ekologiczne. Zbieram niewielkie ilości, sieje bardziej hobbystycznie, żadna wielka produkcja. Tym bardziej, że są tu gleby klasy V i VI, sporadycznie IV, wydajność z hektara jest bardzo słaba.
Skąd pomysł na hodowle jeleniowatych?
Ojciec poluje ponad 20 lat. Od małego miałem do czynienia z łowiectwem, chodziłem po lesie z ojcem, w końcu sam zostałem myśliwym. Pomysł wziął się z zamiłowania do zwierzyny łownej. Generalnie do założenia hodowli jeleniowatych skłoniło mnie połączenie pasji z możliwością przyzwoitego dochodu.
Skąd wiedza na temat hodowli jeleniowatych?
Wiedzę głównie biorę z praktyki. Na początku znałem tylko teorie, często wiele rzeczy same wychodzą. Doświadczeni hodowcy mają swoje tajemnice i tego nie mówią młodym, początkującym hodowcom. Sporo przydatnej wiedzy i doświadczenia zdobyłem podczas wizyt w europejskich gospodarstwach. Dużo jeździliśmy po Austrii, Niemczech, Francji, Rumuni, byliśmy też na Węgrzech. Oglądaliśmy jak to wygląda w innych krajach. Interesowało nas jak zacząć, jak wybudować oraz jakie są największe problemy w hodowli jeleniowatych. Hodowle prowadzę już 6 lat, najczęściej pojawiające się problemy rozwiązuję dzięki zdobytemu doświadczeniu.
Niezastąpioną wiedzę czerpię z polowań. Jak chodzę po lesie, obserwuję zwierzynę w naturze to spostrzeżenia potrafię przenieść do swojej hodowli.
Mam ogromną satysfakcję jak w hodowli wyrośnie doborowy byk, czy przyszłościowe ciele. Człowieka cieszy oko jak jeleń wypracuje piękne poroże. Jestem zadowolony, że ta praca daje efekty. Najgorszy dla hodowcy jest brak rezultatów.
Który gatunek z tych czterech jest najłatwiejszy do hodowli?
Muflon, fachowo mówiąc jest to owca korsykańska i metody hodowli są podobne jak przy owcach. Czyli z charakteru nie są groźne, nie atakują i nie uciekają przez ogrodzenie. Daniel jest zwierzęciem mniejszym od jelenia, łatwym w hodowli, tylko jest już gatunkiem półdzikim, mniej inteligentnym oraz łatwo płochliwym. Natomiast przy jeleniu, jest znacznie trudniej. Dorosły jeleń potrafi być niebezpieczny. Szczególnie w okresie rykowiska, jak ktoś mu wchodzi w drogę to potrafi pogonić. Natomiast jest zwierzęciem bardzo inteligentnym, bardzo szybko się uczy. Jak mamy odłownie, odrobaczamy, czy obcinamy poroża, to jelenie wejdą raz do odłowni i pamiętają co i jak się tam działo, jak źle to już nie chcą wchodzić ponownie, jeżeli wszystko działo się bez stresu spokojnie oraz powoli to nie ma z nimi żadnego problemu. Natomiast z danielem w odłowni zawsze są problemy, skaczą, tłuką się, obijają, istny cyrk.
Jakie są znaczące różnice miedzy hodowlą dziczyzny, a tradycyjną produkcją zwierzęcą (trzoda, bydło)?
Tradycyjna hodowla to przede wszystkim tradycja, ile lat hoduję się trzodę, bydło a ile lat jeleniowate? Na pewno jeleniowate hoduje się krócej. Historia hodowli jeleniowatych swój początek ma w XVII-XVIII wieku w Anglii. Natomiast tradycyjne zwierzęta gospodarskie hoduję się na pewno tysiące lat. Jakie są różnice w hodowli? Tutaj jest hodowla półdzika, otwarta. Natomiast trzodę i bydło hoduję się głównie w oborach, zdarzają się też całoroczne hodowle na wolności. Przy jeleniowatych trzeba ogrodzić siatką, przynajmniej 2-metrową, aby zwierzyna nie uciekła do lasu. Jeleniowate są bardziej płochliwe niż bydło, w mniejszym stopniu oswajają się, trudniej jest zapanować nad większym stadem. Chociaż jak się trenuje z nimi, pędzi do odłowni, przegania, to zwierzyna potrafi się wyuczyć. Chodzi o to żeby sztuki produkcyjne były jak najbardziej oswojone. Wówczas nie ma problemów w hodowli. Od nieoswojonych rodziców uzyskujemy dzikie potomstwo. Dla przykładu na 30 sztuk kierowanych do odłowni często jakaś sztuka próbuje uciekać. Takie sztuki trzeba eliminować z hodowli, żeby później nie było problemów.
Jakie są warunki założenia i utrzymania stada?
W myśl ustawy o organizacji hodowli i rozrodzie zwierząt gospodarskich” [tekst jednolity: Dz.U. 1997 r. Nr 123 poz.774] zostały uznane za zwierzęta gospodarskie. Pozwala to hodować jelenie i daniele jako zwierzęta gospodarskie. W przypadku jelenia obsada jest 5-7 łań oraz ich przychówek na hektar, natomiast u danieli to ok 10 łań oraz ich przychówek na hektar. W przypadku danieli 1 byk na 10-15 łań. W przypadku jelenia: młody byk na 20 łań, a starszy byk (3-4 letni) – na 30-40 łań. Tworzę grupy 20-30 łań i jeden byk, co daje możliwość kontroli genów, gdyż nie zawsze po dobrym byku otrzymuje się dobre potomstwo. W naturze łączy się to głównie z selekcją byków, a selekcja łań jest znikoma gdzie jakość osobnicza łań jest bardzo ważna.
Jeleniowate nie podlegają rejestracji i identyfikacji przez ARiMR. Rejestrację stada, kolczykowanie prowadzi się tylko do celów własnych, aby wiedzieć skąd jest dany osobnik i jakich ma rodziców. W przeciwieństwie do tradycyjnych zwierząt gospodarskich, do jeleniowatych nie przysługuję dopłata paszowa. To paradoks, bo jak zwierzęta zjadają trawę to powinna się należeć płatność. Zakup stada podstawowego jest dość kosztowną inwestycją, nie ma kredytów preferencyjnych na zakup stada, dlatego jest to znaczącą bariera dla początkującego hodowcy.
Na zachodzie sprzedaż mięsa bezpośrednio z gospodarstwa ma bardzo uproszczone procedury. Wystarczy jedno pomieszczenie i możliwa jest sprzedaż na skale powiatu. U nich nie trzeba otwierać specjalistycznych zakładów, posiadać wielu zezwoleń oraz spełniać wygórowanych przepisów. Ubija się sztukę, rozbiera na elementy i sprzedaje od ręki z własnego gospodarstwa. A w Polsce w przypadku małej produkcji trzeba mieć kilka pomieszczeń i spełniać rygorystyczne przepisy weterynaryjne. Na Zachodzie jest dużo prościej. Tam człowiek, który coś robi jest doceniany, a u nas robi się często człowiekowi pod górkę, tylko po to, aby udowodnić, że urzędnik jest potrzebny.
Jak wygląda rynek zbytu jeleniowatych. Sprzedaje Pan sztuki żywe czy po uboju?
Jeśli chodzi o hodowle byków trofealnych do hodowli, to jest na to spory rynek i zainteresowanie, ale głównie na zachodzie. W Polsce rynek jeleniowatych dopiero się rozwija. Taki byk kosztuje powiedzmy od 2 tys. zł. nawet do 20 tys., a cena łani od 1,5 tys. do 3 tys. Cena jest zależna od linii, z jakiej jest dana sztuka. Na w Europie zachodniej łania dobrej klasy, dobrej linii hodowlanej, jest warta 2 tys. euro, a u nas trzeba szukać pasjonata, który taką cenę zapłaci.
5-6 lat temu póki rynek się nie nasycił danielami, sprzedawaliśmy bardzo dużo sztuk. Wynikało to z dobrej koniunktury na rynku jak również z dostępnych środków unijnych na te cele. Obecnie daniele sprzedaje się głównie na mięso, jednak z minimalną opłacalnością, gdyż w Polsce nie ma tradycji jedzenia dziczyzny.
A jeżeli chodzi o hodowle byków trofealnych, to jak rodzi się ich ok. 40 byczków, z tego ok. 25 przeciętnych, 10 dobrych, a 4-6 bardzo dobrych. Najlepsze byki traktowane są szczególnie, aby wyrosły na piękne i cenne okazy. Rynek w Polsce raczkuje. Mamy sporo zapytań, ale sprzedajemy zaledwie po 2-3 szt. Sporadycznie zdarzają się klienci, którzy kupują po 20 i 30 szt.
Czy korzystał Pan ze wsparcia UE?
Co roku otrzymujemy dopłaty bezpośrednie. Dużym wsparciem finansowym dla rozwoju hodowli było skorzystanie przez małżonkę z programu „Ułatwianie startu młodym rolnikom” oraz dofinansowanie z SAPARD-u, z którego skorzystała moja mama.
Próbowałem pisać wniosek na modernizacje gospodarstw, ale zniechęciły mnie ciągłe poprawki i wyjazdy do ARiMR w Gorzowie Wlkp. oraz brak konsekwencji przy dokonaniu zmian. Ostatecznie zniechęciłem się i wycofałem wniosek
Czy myśli Pan o poważnych inwestycjach, rozwoju gospodarstwa?
Cały czas. W zeszłym tygodniu kupiliśmy ziemię na przetargu ANR. Aktualnie chcemy dokupić jeszcze ok.50 ha, i powoli inwestować w sprzęt oraz rozszerzać hodowle. Docelowo chcemy mieć ok. 400-500 jeleni. Widzimy w tym przyszłość oraz możliwość uzyskania przyzwoitego dochodu. Jednak jeżeli ktoś nie interesuje się dziką zwierzyną, nie jest to jego pasją, nie powinien podejmować tego typu działalności.
Oprócz hodowli jeleniowatych dodatkowym dochodem jest handel runem leśnym, który prowadzi małżonka. Grzyby i jagody głównie eksportujemy do Niemiec.
Czy zamierza pan uruchomić sprzedaż bezpośrednią? Własną ubojnie oraz przetwórstwo mięsa z dziczyzny?
Tak. W perspektywie 5 lat koniecznie musi powstać własny przerób. Potrzeba jednak na to środków i czasu. Mamy sporo kontaktów wśród naszych odbiorców runa leśnego w Niemczech i otrzymujemy od nich sygnały, że są zainteresowani również dziczyzną. Różnica w cenie jest znaczna, a jak produkcja będzie duża to wolę sam wziąć pieniądze niż dać zarobić pośrednikowi. U nas w skupie cena jelenia za kg jest 8-10 zł, w momencie kiedy sam ubije, rozbiorę i sprzedam uzyskam cenę ok. 10-15 euro za kg, więc nawet nie ma się co zastanawiać tylko iść w tym kierunku.
Jak wygląda współpraca z kołami łowieckimi?
Szkody łowieckie to trudny temat. A tym bardziej będąc i myśliwym i rolnikiem. Szkody łowieckie powinny być rozwiązywane w miarę polubownie i z korzyścią dla obu stron. W krajach dawnej uni rolnik coś znaczy, a u nas jest postrzegany jako chłopek z ciemnogrodu.
Są koła łowieckie, które robią to dość dobrze, starają się współpracować i dogadywać z rolnikiem. Wcześniej planują z rolnikami współpracę, dogadują się co gdzie rolnicy sieją i utrzymują z nimi dobre relacje. Zapraszają rolników na imprezy, zabawy organizowane przez Koło, a tym samym sprawiają, że rolnik czuje się partnerem a nie wrogiem.
Ale wiem, że zdarzają się jednostki w Kołach, które próbują udowodnić, że posiadają monopol na myślenie i są ważniejsi od pozostałych członków i rolników, często te jednostki podejmują bardzo szkodliwe w skutkach decyzje. Jest na naszym obwodzie rolnik, któremu została wyrządzona szkoda w niedojrzałym życie. Chciał porozumienia z kołem, zwrotu kosztów uprawy w wysokości 4,5 tys. zł i uprawę pozostawia na poletka dla zwierzyny. Zarząd koła nie zgodził się na postawione warunki. Kiedy przyszło do zbioru Koło musiało zapłacić odszkodowanie wysokości łącznie prawie 12 tys. zł. Rolnik otrzymał więcej niż chciał. Ja generalnie problemów ze szkodami poza małymi wyjątkami nie mam. Jako polujący rolnik staram się konflikty rozwiązywać polubownie.
Czy spotyka się pan z negatywnymi opiniami mieszkańców?
Moja hodowla nikomu nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Jak jest niedziela czy święto mieszkańcy z dziećmi przychodzą oglądać zwierzęta. Opinia mieszkańców jest jak najbardziej pozytywna. Jest to atrakcja dla okolicy. W czasie majówki cały czas ktoś chodził przy siatce, oglądał zwierzęt i robił zdjęcia.
Co pan myśli o krajowej polityce rolnej?
Myślę, że jest bardzo kiepska i bardzo słaba. Wiele partii politycznych przed wyborami próbuje budować swój sukces, zdobyć elektorat rolników, obiecuje złote góry, a po wyborach spoczywa na laurach. Potem przed kolejnymi wyborami znowu politycy uaktywniają się w środowiskach rolniczych i obiecują co oni zrobią. Polityka rolna w naszym kraju jest kiepska i na niskim poziomie. Może mamy w rządzie ludzi co mają dobre pomysły, ale nie mają siły przebicia. Wszystko kończy się tylko na chęciach, a jak przychodzi finał to projekt jest zaniedbany.
Co skłoniło Pana aby kandydować do LIR?
Namówił mnie wieloletni delegat LIR. Jest potrzeba zrzeszania się rolników i działania na ich rzecz. Pojedynczy głos nic nie znaczy. Nigdy wcześniej nie udzielałem się społecznie. Mam nadzieję, że moja osoba będzie łącznikiem między rolnikami i myśliwymi, i dzięki temu współpraca będzie się lepiej układała. Jeśli chodzi o Izbę Rolniczą to robi wiele, ale w sprawie ustawodawstwa to często Izba jest pomijana, jej opinia w wielu spawach nie ma siły przebicia, a szkoda. Mam nadzieje, że się to zmieni.
Dziękuję za rozmowę
Joanna Nadborska
GALERIA: