SZERSZA PERSPEKTYWA JEST DLA WIĘKSZYCH GOSPODARSTW
Przedstawiamy gospodarstwo delegata LIR Ryszarda Pikulskiego z Mirocina Średniego w gminie Kożuchów.
Proszę opowiedzieć jak zaczęła się Pana historia z rolnictwem?
Gospodarstwo nabyłem w 1984 roku, początkowo jego areał wynosił 7 ha, w krótkim czasie powiększyłem je o 40 ha, a w tej chwili mam 130 ha swoich oraz 20 ha w dzierżawie, w tym na 10 ha lasu. Głównym kierunkiem jest produkcja roślinna.
Jakie uzyskuje Pan średnie plony?
Plony są w granicach 3-4 ton, ziemia jest słabej bonitacji IV-V klasy. Wokoło mamy lasy co jest dodatkową uciążliwością ze względu na szkody powodowane przez zwierzynę.
Proszę powiedzieć o inwestycjach poczynionych w ostatnich latach w gospodarstwie, np. park maszynowy?
Park maszynowy mamy dobrze wyposażony. Nie jest to co prawda nowy sprzęt, ale w pełni zdatny do użytku i w pełni wystarczający na dzień dzisiejszy. Są to np. dwa kombajny, mniejszy i większy, podobnie dwa ciągniki. Planowaliśmy jeszcze rozbudowę wiaty, magazynów, niestety ich budowę zawiesiliśmy. Nie wiadomo w jakim kierunku w rolnictwie to wszystko pójdzie, brak dochodowości jest jednak widoczny.
Czy w gospodarstwie są następcy?
Teoretycznie tak, ale jeszcze zobaczymy jak to się wyklaruje w następnym okresie, założenia są różne.
Dlaczego został Pan na wsi?
Przez przypadek, ponieważ nie miałem gdzie mieszkać, musiałem kupić sobie dom, a żeby kupić dom musiałem najpierw kupić ziemię. Gospodarstwo i związaną z nim dokumentację prowadzę ja. Gospodaruję sam, żona zajmuje się domem. Wychowaliśmy pięcioro dzieci.
Czy uważa Pan, że od czasu kiedy jesteśmy w Unii o wiele bardziej wzrosła możliwość rozwoju w branży rolnej?
Bardzo dobrze oceniam wejście do UE. Ziemię kupowaliśmy akurat w okresie przejściowym jak nie było dopłat, nie było żadnego wsparcia, nic. Pola ugorowane, duże obszary nieużytków. Kiedy zaczęły przychodzić dopłaty to był to jednak spory zastrzyk gotówki, który pozwalał obliczyć opłacalność inwestycji w latach. Dlatego kupiliśmy ponad 100 ha ziemi, która pozwoliła rozpocząć produkcję „pod chmurką”.
Czy nigdy nie kusiło Pana by pójść w konkretną specjalizację, np. zwierzęta hodowlane?
W swoim czasie przerabiałem ten temat. Kiedyś byliśmy też producentami ziemniaków, wybudowaliśmy przechowalnię, niestety inwestycja spaliła na panewce, ponieważ opłacalność produkcji drastycznie spadła, zostaliśmy z ilością 300 ton niesprzedanego ziemniaka i zaprzestaliśmy działalności w tym kierunku.
Wiem, że działał Pan w grupie producentów rolnych, proszę powiedzieć co Pan sądzi o takich grupach?
Wśród znajomych rolników z naszego powiatu utworzyliśmy Spółdzielnię Producentów Zbóż i Nasion Roślin Oleistych „GRUP-POL” w Nowej Soli. Grupę prowadziliśmy przez 5 lat, w tej chwili, po okresie dofinansowania ją rozwiązaliśmy. Zachęcam innych rolników do zakładania takich grup, gdyż pomoc uzyskiwana w ramach jej działania jest naprawdę duża a zdobyta wiedza jest bardzo przydatna i pomaga w planowaniu rozwoju gospodarstwa. Myślę, że ta wiedza jest szczególnie przydatna młodym rolnikom. Dziwię się, że w Polsce nie wzrasta liczba spółdzielni. W przypadku wielu gospodarstw, które są na granicy opłacalności, założenie takiej spółdzielni byłoby bardzo dobrym wyjściem z sytuacji. Pozwoliłoby to np. obniżyć ponoszone koszty do minimum. Niestety dzisiaj spółdzielczość widoczna jest głównie w działających w tej formie bankach.
Jak poszerza Pan swoją wiedzę rolniczą i czy uważa Pan, że jest to konieczne?
Uczestniczę w licznych szkoleniach, wyjazdach, prezentacjach organizowanych przez różne instytucje, firmy np. Osadkowskiego, Korbanka, prenumeruję pisma rolnicze. Dziś, żeby nie zostać w tyle, udział w takich przedsięwzięciach jest konieczny. Na rynku jest dziś tyle nowości, które cieszą.
Jakie role społeczne Pan pełni?
Jestem II kadencję członkiem LIR, członkiem rady nadzorczej Banku Spółdzielczego w Kożuchowie. Nigdy nie byłem sołtysem, za to mój syn został nim mając 18 lat! Był najmłodszym sołtysem na tym terenie. Widać, że ludziom podoba się jego działalność, ma ich poparcie, bo dziś tę funkcję pełni już drugą kadencję, w międzyczasie został również radnym.
Jakie ma Pan hobby? Czy ma Pan czas na dłuższy odpoczynek?
Interesuję się motoryzacją, bardzo lubię nowinki w tej tematyce. W ramach odpoczynku, jeździmy na dłuższe wycieczki, głównie zagraniczne np. do Włoch.
Jakie problemy w rolnictwie Pana zdaniem należałoby pilnie rozwiązać?
Szkody łowieckie – to jest tragedia. Drugim ważnym problemem jest brak młodych wykształconych ludzi, którzy chcieliby podjąć się produkcji rolniczej. Zanikają szkoły rolnicze. Kiedyś miałem wielu praktykantów z techników: chemicznego i rolniczego w Sławie, ze szkoły mechanizacji rolnictwa w Siedlisku. Wielu uczniów zdobyło u mnie cenną praktyczną wiedzę, miało okazję zapoznać się z „życiem od środka”. Dziś prowadzą swoje firmy i dobrze sobie radzą. W tej chwili, kiedy gospodarstwa posiadają nowoczesny, wyposażony w wysokiej klasy elektronikę sprzęt rolniczy, brakuje ludzi odpowiednio wykształconych do jego obsługi czy naprawy. Niestety w tym kierunku nasze państwo nic nie robi.
Unia daje pieniądze, ale żąda też spełniania coraz większych wymogów, np. w zakresie ochrony środowiska, zazielenienia, czy uważa Pan, że jest dobry kierunek?
Ogólnie mi to nie przeszkadza. Nie będę miał problemu z wytyczeniem tych obszarów. Moje gospodarstwo jest ewenementem, ponieważ jest w jednym kawałku, dodatkowo w pobliżu domu.
Prowadząc gospodarstwo od 1984 przeżywałem już różne wzloty i upadki. Kiedyś pokazałem synom dyplom z 1987 roku za produkcję zbóż, to się dziwili, że produkowałem najwięcej. Wiązało się to oczywiście z dużym już wtedy, ok. 40 ha areałem. Sprzedaż miałem wysoką i w porównaniu z gospodarstwami 7-8 hektarowymi produkowałem dużo więcej. Wiązało się to innymi niż dziś kosztami np. na zaopatrzenie, dodatkowo z pomocą państwa dla rolników. W tej chwili jest wolny rynek, na którym często są zachwiania, nie ma tej stabilności cenowej. Powinno się tworzyć rezerwy, jeśli jest z czego. Bo jeśli się dwa lata posypią bez plonów – będzie ciężko. Tak jak to było u mnie: jednego roku grad, w drugim pomieszane środki. Niestety czasami problemy się kumulują. Te duże gospodarstwa powinny dobrze prosperować i myślę, że im gospodarstwo będzie większe, to lepiej da sobie radę. Wtedy i sprzęt jest w pełni wykorzystany i dochód jednostkowy większy.
Jak Pan widzi rozwój wsi, która skupia w sobie już nie tylko rolników, co jeszcze powinno być by następował jej wielofunkcyjny rozwój? Żeby wieś nie zamierała.
Mieszkam we wsi oddalonej od Zielonej Góry o 15 min. jazdy samochodem. To bardzo blisko. Jeszcze bliżej mam do Nowej Soli czy Kożuchowa. Większość naszych mieszkańców pracuje w mieście, dużo ludzi pochodzi ze Śląska. Podczas rozmów z nimi wynikało, że wielu z nich decyzję o zamieszkaniu tutaj, podjęło po przeliczeniu opłat za mieszkanie w mieście. Teraz żyją sobie spokojnie, w ciszy. Na dzień dzisiejszy w naszej miejscowości nie ma już wolnego budynku do sprzedania.
Czy na terenie Pana wsi działają np. koła gospodyń wiejskich, zespoły ludowe, czy organizowane są imprezy?
Coś zaczyna się dziać w tym kierunku, powstało Stowarzyszenie Przyjaciół Wsi „Mirotka”, które organizuje festyny, święta okolicznościowe, jak np. dzień kobiet i widać, że coraz lepiej sobie radzi. Bardzo dobrze, że takie inicjatywy powstają i że wreszcie coś się na wsi dzieje.
Minęło 25 lat wolności. Jak Pan uważa, czy nasz region i nasze wsie wykorzystały dobrze ten okres samorządności?
W tym temacie mam mieszane uczucia. Powiem tak: gospodarza widać po jego zasobności. Tak samo widać nasze urzędy, nasze gminy. Po ich zasobnościach i ich zadłużeniach. Rolnik np. nie zainwestuje w polbruk, granit na drogę, bo bez tego można przeżyć. On kupi środki do produkcji. Jeżeli chce się inwestować, to najpierw trzeba wypracować jakiś zysk, zanim podejmie się decyzję o realizacji danego zamierzenia. Trzeba mieć szerszą perspektywę na kilkanaście lat do przodu a nie tylko na „moje” 4 lata i koniec.
Wobec tego jaki jest Pana zdaniem dobry gospodarz?
Mam swojego lidera na tym terenie, którego szanuję i cenię. Dobry gospodarz jest spokojny, opanowany, stopniowo realizujący swoje plany. To jest pan Jacek Sauter, burmistrz Bytomia. Wielu gospodarzy powinno się przyjrzeć pracy pana Sautera. Wielu widzi, że „robi” że „ma”, ale niewielu z jakim wysiłkiem on od lat do tego dąży. Oni naprawdę dużo sobie odmawiają, ale są tego efekty. Po dziesięciu latach widać jak Bytom wypiękniał.
Jak Pana zdaniem polscy rolnicy powinni przygotować się do momentu kiedy nie będzie dopłat.
Tutaj nie ma recepty, nie bardzo możemy liczyć na rolnictwo, raczej trzeba będzie coś urozmaicić. W moim rejonie, który ma tak słabą bonitację gleb, dodatkowo otoczonym lasami gospodarowanie jest utrudnione. Trzeba przymierzyć się do produkcji w innym kierunku.
Dziękuję za podzielenie się swoimi przemyśleniami.
Małgorzata Pałys